piątek, 11 grudnia 2015

Olek - 28 miesięczne dziecko :)

Nasz Olutek wczoraj skończył 28 miesięcy. Dużo. Dla mnie jest po prostu dwulatkiem, nie liczę, nie sprawdzam co powinien umieć a nie umie :) Jednak postanowiłam tu sobie zapisać jaki z niego 28miesięczniak, bo odkąd jest Maks, doceniłam bloga - mogę zajrzeć do archiwum i przypomnieć sobie jak to było z niemowlakiem :)
Olek to dziecko przede wszystkim żywe, głośne i uśmiechnięte. Nie ma dnia, żeby nie doprowadził mnie do śmiechu, jest pocieszny i kochany, chociaż czasem się buntuje. Jednak typowy bunt dwulatka już dawno pożegnaliśmy i teraz większość dnia i nocy jest po prostu fajna. Tak, fajna - bardzo lubię spędzać z nim czas i jak tylko mam wolną chwilę a Maks akurat nie śpi, poświęcam ją na wygłupianki z Olem.

Zabawa
Prawdziwy z niego chłopak - ma mnóstwo samochodzików, była faza na koparki, traktory, służby ratownicze i oczywiście pociągi. Jak pogoda pozwalała chodził z tatą lub dziadkiem na dworzec i czekał na pociąg, teraz nie ma dnia żebyśmy nie układali drewnianych torów. Bardzo lubi też symulować wypadki, bo wtedy może wykorzystać wszystkie rodzaje pojazdów - przykładowy scenariusz: po torach jedzie sobie pociąg, nagle pod koła wpada mu znak drogowy, pociąg wykoleja się i wjeżdża w most, "mama, bak!". Nadjeżdża straż pożarna, karetka i policja, na niebie pojawia się helikopter. Po chwili dojeżdża holownik, który wciąga pociąg z powrotem na tory :)
Na Mikołajki Olek dostał lidlowskie zestawy drewniane - toster i zestaw śniadaniowy. Od tego czasu często rozkłada na podłodze kocyk i zaprasza nas na "niam niam" :)
Reszta zabaw jest typowa dla dzieci - bieganie, kopanie piłki, układanie puzzli, gryzienie mamy, malowanie, rysowanie, przyklejanie naklejek, lepienie z plasteliny, tańczenie, oglądanie książeczek i bajek, zabawa w zwierzątka i wiele wiele innych :)



Jedzenie
Tu mamy troszkę spadek formy. Lubi tylko kilka rzeczy. Na śniadanie albo parówki, albo chleb w jajku (tylko taką formę chleba i jajka zje). Reszta ble. Wszystko z keczupem, mimo, że ma alergię kontaktową.
Jeśli chodzi o obiad to zupy lubi wszystkie :) Drugie danie to loteria. Czasem zje same ziemniaki, czasem same mięsko, czasem same warzywa, a czasem nic, bo ble. ZAWSZE zje ogórki pod każdą postacią (zielone, kiszone, konserwowe), fasolę szparagową, brokuła, łososia, frytki (no jasne :) ), pierś z kaczki, ryż, sałatę ze śmietaną i łysy makaron.
Pije wodę z bidona ze słomką.



Sen
W ciągu dnia zwykle kładę go koło 14, o 13:30 już go zaczynam nastawiać, że idzie spać, zwykle odpowiada "nie" ale ostatecznie koło 14 idzie do łóżka. Przez to, że ma tak późną drzemkę, wieczorem kładzie się koło 21, w porywach do 22 :) dalej śpi ze swoją kaczką, nie chciał jej wymienić na nowszy model, dlatego teraz i on, i Maks ma swoją kaczkę-usypiaczkę :)

Bilans dwulatka i zdrowie
Wzrost 94cm, Waga: 14,3kg
Jego pięta Achillesowa to pampersy i mowa - nocnik parzy a mówienie idzie topornie ale jakoś idzie. Jego słownik jest w sumie bogaty z tym, że słowa, których używa występują tylko w jego słowniku - są to słowa głównie dźwiękonaśladowcze. Ale coś mówi i ta mowa się rozwija, nie jest źle :)
Byliśmy też u laryngologa z powodu ciągłego kataru. Podczas wizyty miał płukane uszy - wyłam razem z nim, nie byłam przygotowana na taki płacz. Jest to zabieg całkowicie bezbolesny jednak na pewno nieprzyjemny. Po płukaniu uszu katar przeszedł :)

Podsumowując
Olek to nadal nasze złote dziecko. Jest grzeczny i spełnia wszystkie nasze prośby. Sprząta po sobie zabawki, wyrzuca zużyte pampersy, przy ulicy chodzi za rączkę, w sklepie nie marudzi, nie buntuje się a w razie złego zachowania idzie do swojego pokoju się wyciszyć, wraca po chwili i już się przytulamy :)
Od stycznia Olek zaczyna swoją przygodę ze żłobkiem. Na pewno przeżyje to lepiej niż ja. Jednak wiem, że to będzie dla niego dobre - rozwinie się, nauczy przebywać z rówieśnikami i na pewno z czasem, będzie się tam świetnie bawił, a po powrocie do domu mama zacałuje go do nieprzytomności (tak, Olo to moje oczko w głowie ;) )



środa, 2 grudnia 2015

ABC Design. Viper 4S

tym wpisie pisałam Wam na co zwracałam uwagę przy wyborze wózka. Olek na początku jeździł w Mutsy Evo, jednak szybko okazało się, że piankowe koła nie nadają się na grząskie tereny. Dla Maksa wybrałam wózek marki ABC Design, model Viper 4S. Wybraliśmy kolor Turquise Black na czarnym stelażu.




Przez pierwsze tygodnie swojego życia Maksio wychodził na zewnątrz na bardzo krótko - większość czasu w wózku poświęcał na płacz. Przeszło mu dopiero koło 2 miesiąca dlatego na poznanie naszego wózka potrzebowałam trochę więcej czasu. Teraz, kiedy Maks ma już ponad 3 miesiące, przyzwyczaiłam się do Vipera i wiem co mi w nim odpowiada a co wolałabym zmienić :)

Gondola.
Byłam zdziwiona kiedy otworzyłam drzwi kurierowi a on stał z tylko jednym, dość pokaźnym, ale jednym, kartonem (Mutsy przysłali w 3:)). Okazało się, że gondolkę da się złożyć całkiem na płasko dzięki czemu zajmowała mało miejsca. Szczerze mówiąc trochę czasu dochodziłam do tego jak "postawić ją na nogi" ale myślę, że gdybym przeczytała instrukcję przed montażem a nie po, poszłoby mi dużo sprawniej ;)
Gondola posiada rączkę do przenoszenia, okienko widokowe, miękki materacyk i okrycie na nóżki. Wnętrze wyściełane jest ślicznym materiałem w paseczki, który w razie czego można ściągnąć i wyprać w pralce. Budka gondoli zrobiona jest z materiału z filtrem UPF 50+, który także, w razie potrzeby można ściągnąć. Składa i rozkłada się nie robiąc przy tym większego hałasu.




Tak jakoś wyszło, że rodzę spore dzieci, które szybko rosną (Maks, 3 miesiące, 8kg, 66cm) więc tradycyjnie do minusów gondoli zaliczę fakt, że Masiej szybko z niej wyrośnie. Wymiary gondoli 32x74cm




STELAŻ
Sam stelaż jest aluminiowy, po złożeniu blokuje się go paskiem zabezpieczającym.
Koła. Czyli najważniejsza część wózka :)
Solidne, pompowane, z ciekawym bieżnikiem, dzięki czemu błoto nie okleja kół. Przednie koła skrętne z możliwością blokady do jazdy na wprost. Wszystkie koła można zdemontować, dzięki czemu stelaż z łatwością zmieści się w bagażniku.
Hamulec. Zintegrowany. Działa na "nadepnięcie" - żeby odblokować hamulec nie trzeba go podważać stopą.



Rączka. Wysuwana teleskopowo, dopasuje się do każdego rodzica. Obita twardą pianką odporną na uszkodzenia.



Kosz na zakupy. Bardzo pojemny i wytrzymały. Łatwy dostęp z każdej strony wózka. Na bocznych ściankach ma wszyte odblaskowe paseczki, dzięki czemu jestem widoczna po zmroku (czyli po 17 ;)) W komplecie do wózka dołączona jest pojemna torba z przewijakiem i folia przeciwdeszczowa. Nasz wózek potrzebował dodatkowych adapterów do fotelika Maxi Cosi.




Kończąc - przymiotnikiem najlepiej opisującym wózek Viper 4S będzie "solidny". Daje radę nawet na nierównym, działkowym terenie (co prawda dzieckiem trochę wytrzęsie, więc lepiej nie wyruszać w takie miejsca z noworodkiem). Wózek jest zwrotny i łatwo się podbija. Waży ponad 14 kg, czyli tyle ile Olek ale ciężko znaleźć coś lżejszego z pompowanymi kołami. Mam nadzieję, że przezimujemy jeszcze w gondolce a wiosną napiszę Wam jak spisuje się spacerówka.

poniedziałek, 2 listopada 2015

Drugi poród.

Temat przez wszystkich lubiany i często poruszany. Zwłaszcza w kobiecym gronie, mamy lubią się licytować, która miała gorzej, która dłużej, która trafiła na wredną położną, a która na zaspanego lekarza. Takiej historii tu nie znajdziecie. Drugi poród w naszym wydaniu można opisać w dwóch słowach "krótszy i bardziej bolesny". O, jednak w trzech :)
Na początku zapraszam Was do poprzedniego wpisu Klik

Od samego początku wiedziałam, że będę rodzić na opolskiej porodówce. Nadal ma "średnią" opinię mimo, że cały czas zmienia się dla pacjentek. Wszystkie modernizacje mają na celu dobro mam i ich dzieci. Niestety, o dobrym się nie opowiada. "Krwawe" historie lepiej się sprzedają dlatego jeżeli w Internecie krąży jakaś opinia o szpitalu, nie jest ona pochlebna. Dlatego między innymi tworzę ten wpis (i żeby zaspokoić ciekawość znajomych ;)).

No to lecimy :)
Wieczorem 28 lipca twardniał mi brzuch. Zjedliśmy kolacje i obejrzeliśmy jeden z głupszych horrorów - dziewczyna zabijała swoich przyjaciół przez skajpaja :) Film skończył się przed 1 i poszliśmy spać. Tzn kto poszedł ten poszedł. Mi dalej twardniał brzuch i to na tyle silnie, że nie mogłam zasnąć. Jak radziły położne, koleżanki, mamy i ciocie, poszłam pod prysznic. Po prysznicu skurcze nie zmieniły charakteru. No nic. Dopakowałam torbę i poszłam do kuchni spisywać częstotliwość i zjeść gofra. Były co 4 i 6 minut. Myślę sobie, że poczekam do rana, ale co tu robić przez całą noc jak spać się nie da? Potem pomyślałam o logistyce związanej z dojazdem do szpitala (ktoś musi przyjść do Ola) i stwierdziłam, że lepiej tego kogoś budzić o 1 niż o np. 3 w nocy :) Jak na złość nie mieliśmy przy sobie żadnej gotówki (chciałam jechać taksówką) więc w grę wchodziło tylko zapakowanie ciężarnej do Audicy i podwózka do szpitala. Obudziłam Pawła, który zadzwonił po dziadka. Oczywiście nie odpuścił mi pytania "czy jestem pewna? może poczekamy do rana" a ja oczywiście nie byłam pewna. Jednak stwierdziłam, że lepiej będzie czekać w szpitalu :) Z łzami w oczach wycałowałam pierworodnego, dokończyłam gofra i weszłam do windy. Paweł odstawił mnie na Izbę Przyjęć i wrócił do domu, bo uznaliśmy, że do rana pewnie nic się nie wydarzy (nie licząc bólu i innych ciekawych rzeczy). Na Izbie panowała bardzo fajna atmosfera, wydaje mi się, że byłam aż za bardzo rozluźniona więc w pewnym momencie miałam wątpliwości czy to aby na pewno poród. Po wstępnym badaniu okazało się, że mam 4cm rozwarcia więc kwalifikuję się na salę porodową.

smsy z mamą Jagodzi i Milenki :)

Tym razem trafiłam na "niebieską" i niebiańską Położną, Panią Laurę. Młoda i bardzo zaangażowana. Była przy mnie praktycznie cały czas, wspierała, odpowiadała na pytania, pilnowała oddechu. Już w windzie poinformowałam, że chcę znieczulenie. Przede wszystkim bałam się bóli krzyżowych, przez które pierwszy poród był dość traumatyczny, ale chciałam też zobaczyć "jak to jest" ;) Zdobyć doświadczenie, zaspokoić ciekawość, napisać Wam tu o tym :)
Kiedy dotarłam na salę, od razu trafiłam pod ktg. Dowiedziałam się wtedy, że żeby dostać znieczulenie zewnątrzoponowe, skurcze muszą być w równych odstępach. Moje nadal były co 4 i 6 minut. Bóle niestety krzyżowe.




Pani Laura podała mi ampicylinę (na paciorkowca) i zaproponowała TENSa. Jest to nieinwazyjna terapia przeciwbólowa. W skrócie polega ona na przyklejeniu kilku elektrod w miejsce bólu, dzięki czemu ból blokowany jest przez impulsy elektryczne o niskiej częstotliwości. Nie wchodząc głębiej w fizykę - na plecach miałam plasterki z kabelkami, kabelki prowadziły do pilocika, którym regulowałam sobie siłę "porażenia" :D Z każdym skurczem zwiększałam siłę impulsów. Czy to działa? Jeśli myślicie, że przestanie Was boleć, to nie. Nie działa w ten sposób. Każda kobieta reaguje inaczej, dla mnie TENS był bolesnym rozpraszaczem. Szczerze mówiąc wolałam się skupiać na bólu, który sama sobie serwuję niż na tym, który serwuje mi moje ciało. Po podłączeniu elektrod przyszedł pan Dr (ten sam, który odbierał Olka) i zaproponował USG, ze względu na wagę poprzedniego ;) Wyszło 3800g więc spokojnie mogłam rodzić. W czasie badania pan dr powiedział, że mnie pamięta więc tym bardziej zrobiło mi się miło.

Sms'y z Pawłem :)
Dzięki spacerowi do sali badań i toalety, akcja porodowa ruszyła z kopyta, skurcze były już co 3minuty. Okropny ból. Przyszedł sympatyczny pan anestezjolog (na prawdę, nie wiem dlaczego ludzie tak narzekają na personel medyczny, byłam w szpitalu w środku nocy a każdy kto mnie "obsługiwał" był Aniołem). No i sympatyczny pan anestezjolog powiedział, że ulży mi w bólu. Alleluja! :) Usiadłam na skraju łóżka, nogi postawiłam na krześle i pochyliłam się do przodu. Sam moment wkłucia nie należy do najprzyjemniejszych ale uwierzcie, jest jak ugryzienie komara przy tym wszystkim co dzieje się wkoło. I jeszcze raz pochwalę panią Laurę - dzięki niej nie poruszyłam się podczas zakładania cewnika do kręgosłupa - a jest to bardzo istotne i jednocześnie trudne - przypominam, rozrywające skurcze co 3 minuty :) po zainstalowaniu ZZO okazało się, że długo się nim nie nacieszę bo mam już 8cm rozwarcia. Ale zaraz. Gdzie jest Paweł? O 5:59 napisałam mu sms'a żeby zrobił Olowi mleczko i wpadał. Paweł zadzwonił po dziadka, olał "siku i kupę" Boba i wskoczył w samochód. I całe szczęście, że olał bo równo o 7:00 Maksio był już na świecie.




Zastanawiałam się czy pisać tu o wszystkich szczegółach porodu i podjęłam decyzję, że nie będę nic ukrywać. O 6:38 wysłałam ostatniego sms'a. Wtedy zaczęły się skurcze parte. Dla wszystkich mam, które zastanawiają się "jak to jest" ze znieczuleniem - skurcze czuje się normalnie, tylko bez bólu. No dobra, boli, ale dużo, dużo słabiej. Parcie boli, jak bolało ale parcie to już końcówka, na którą czeka każda mamusia, więc do wybaczenia ;) No więc zaczęły się te skurcze parte. I kto czytał uważnie i z filmów bądź doświadczenia wie, jak mniej więcej wygląda poród, powinien zauważyć, że brakuje pewnego elementu. Chluśnięcia wodami. Maksio chciał być w czepku urodzony :) Worek owodniowy, ku mojemu przerażeniu, przecinany był całkiem na finiszu. Pisząc "całkiem" mam na myśli to, że prosiłam położną, żeby nie obcięła mu włosków bo i tak pewnie będzie z tych łysych :) W międzyczasie przyszła pielęgniarka i mówi, że "jakiś pan do pani, wpuścić?". No wpuścić. To ojciec. Tylko niech mu ktoś zasłoni, to, czego nie powinien widzieć :) Położna zasłoniła mnie fartuchem, Paweł stanął u mojego boku, więc odpuściłam już sobie powstrzymywanie się przed parciem. Rachu, ciachu. Maks jest na świecie. Paweł zdążył :)



W naszym szpitalu jest teraz tak, że jeśli z dzieckiem jest wszystko w porządku, zaraz po porodzie leży sobie z mamusią 2h a dopiero później jest mierzony, ważony i badany. A że ja z tych ciekawskich, powiedziałam, żeby od razu go zważyć. 3740g. Nie pasuje do nazwy bloga. Wracaj z powrotem i wróć jak podrośniesz :) Zdrowy i silny chłopak. Później się okazało, że bardzo wrażliwy Wrzeszczun, ale o tym będzie osobny post.


O tym, że jestem w szpitalu wiedział tylko Paweł i przyjaciółka, z którą sms'owałam i która dwa dni później urodziła swoją drugą Córeczkę Jagódkę. Dzięki ich wsparciu i cudownej położnej poród zaliczam do "fajnych". Rodzicom myślę, że sprawiłam miłą niespodziankę, na dzień dobry bo o wszystkim dowiedzieli się już po fakcie, nie chciałam ich budzić :)
Podsumowując: tak jak wcześniej pisałam, było krócej ale częściowo boleśniej. Częściowo bo jednak to ZZO dużo mi dało, rodziłam prawie z uśmiechem na ustach.
O opolskim szpitalu przeczytać można wiele. Jednak wszystkim przyszłym mamom radzę po prostu zaufać lekarzom i położnym, oni wiedzą co robią. Personel szpitalu na Reymonta to w większości zaangażowane i pomocne osoby, pełne ciepła i pogody ducha. Opieka przed, w trakcie jak i po porodzie na 5 z plusem. Wiadomo, że każda kobieta jest inna, ma inne wymagania i oczekiwania. Jednak nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem, który sobie ustaliliśmy a to właśnie położne i lekarze przygotowani są na każdą okoliczność, więc jak lekarz stwierdza, że lepsza będzie cesarka, to znaczy, że lepsza będzie cesarka. Jak położna każe iść pod prysznic, to znaczy, że wie, że prysznic może pomóc i przynieść ulgę. Miałam plan porodu, który był respektowany przez cały personel, który zajmował się mną i później Maksiem. Dlatego wszystkim przyszłym mamom polecam i zawsze będę polecać nasz szpital i znieczulenie zewnątrzoponowe ;)

Tym postem ogłaszam reaktywację bloga :)

wtorek, 25 sierpnia 2015

Dziecko je, śpi i .. wrzeszczy

Na blogu cisza. U nas w domu? Wręcz przeciwnie. Maks jutro kończy 4 tygodnie i przez te cztery długie tygodnie albo spał, albo jadł albo wrzeszczał. Nie płakał, nie kwilił, nie marudził. Wpadał w ryk dziecka cierpiącego. Nie wieczorem, nie w wózku, nie w łóżeczku. Cały dzień, niezależnie od pory. Nie pomaga chustowanie, kangurowanie, przytulanie, noszenie. Okap kuchenny trochę pomaga. Byliśmy u pediatry - zmiana mleka na Bebilon Pepti. Ale po Pepti ulewał, więc zagęszczałam Nutritonem, który chyba mu nie podszedł. Od dwóch dni odstawiłam Nutriton, podaje Bobotic i CHYBA jest trochę lepiej. Tzn dalej budzi się w nocy co 2h, w dzień prześpi ciągiem może godzinę i od razu domaga się butli. Ale teraz przynajmniej są momenty, w których czuwa - ma otwarte oczy i nie płacze. Dla mam spokojnych dzieci to żadne osiągnięcie ale uwierzcie, u nas to krok milowy. Jutro idziemy na badania krwi i usg brzuszka. Chociaż mam nadzieję, że już teraz zmierzamy ku lepszemu. Te 4 tygodnie to była dla nas duża próba i mam nadzieję, że jest już za nami. A teraz uciekam zjeść śniadanie (tak o 12:26) póki MaksiOlo śpi ;)

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

2 Lata mojego Szczęścia

Mam do napisania sporo postów - relacja z porodu, recenzja wózka, przemyślenia podwójnej mamy. Ogólnie tematów znajdzie się sporo. Gorzej z czasem. Dlatego dziś napiszę Wam na szybko o tym najważniejszym dniu w moim życiu - o dniu, w którym zostałam mamą Olka. O 15.35 , dwa lata temu, przyszedł na świat nasz cudowny Synek :) Jest naszym szczęściem i powodem do uśmiechu. Każdego dnia kocham go bardziej i mocniej, tak, że wydaje mi się, że bardziej się nie da, a jednak następnego dnia uczucie jest silniejsze. Zrobię wszystko dla jego zdrowia i szczęścia. I wiem, że w tym momencie przewróciliśmy jego życie do góry nogami i nie do końca rozumie co się dzieje ale mam nadzieję, że za parę lat powie " mamo, super, że mam brata".

Kochamy Cię Oleczku :*

wtorek, 14 lipca 2015

Trzeci trymestr drugiej ciąży

Na blogu jestem rzadko. Przyznaję. Bardzo rzadko. Teraz siedzę i ledwo łapię oddech, najwygodniej mi w pozycji półleżącej na boku, dlatego jeśli chcecie być na bieżąco, zapraszam na naszego Instagrama.

Wg ostatniej miesiączki termin mam na 6.08, w USG na 22.07. Urodzę 1.08, mówię Wam ;) Trzeci trymestr trwa od 27 do 40 tygodnia ciąży ale uwierz, będzie Ci się wydawało, że trwa wiecznie a ten ogromny brzuch masz od zawsze. Właśnie - brzuch. Mój jest OGROMNY. Siedzenie, leżenie, kucanie, STANIE, to męka. Schylić się po samochodzik, kredkę, skarpetkę? Koszmar. Zmiana boku w nocy trwa 5 minut i wymaga asekuracji Pawła :) W trzecim trymestrze dziecko głównie rośnie (aaa to stąd ten brzuch ;)) więc ruchy z czasem staną się bolesne a pod koniec zmieni się ich charakter - Maluch będzie się przeciągał, ruszał, ale oszczędzi Ci silnych kopniaków - nie będzie miał na to miejsca.

Dodatkowe dolegliwości, które spotęgują Twoje zniecierpliwienie:
- zmęczenie i wieczna zadyszka.
- skurcze łydek,
- skurcze przepowiadające,
- obrzęki
- rozstępy
- żylaki
- siusiu co godzinę
- bóle pleców

Co powinno Cię zaniepokoić?
- brak ruchów dziecka,
- krwawienie
- sączenie wód płodowych przed terminem,
- silny ból brzucha.

Badania w trzecim trymestrze:
- badanie ogólne moczu,
- morfologia krwi,
- badanie antygenu Hbs
- badanie przeciwciał w kierunku toksoplazmozy
- USG, mówiłam, że Maks w 36 tc ważył 3600? wpasuje się w nazwę bloga? :)
- GBS

Wiem, że ten okres strasznie Ci się dłuży ale to już z górki, prędzej czy później urodzisz ;) A na mecie czeka na Ciebie Twoje ukochane dziecko z całym zapasem miłości i nieprzespanych nocy :)

środa, 17 czerwca 2015

Ciąża latem? Nie tak źle ;)

Kiedy w końcu zrobiło się upalnie, bardzo często spotykałam się z opiniami, że "musi mi być ciężko", owszem jest, ale byłoby mi ciężko czy z brzuchem czy bez bo upały zwyczajnie męczą, wszystkich - dorosłych, dzieci, psy i kobiety w ciąży ;) Przyznam nawet, że pod względem temperatury (do tej pory) z Olem było gorzej, bo dwa lata temu sezon na skwarek zaczął się już w maju. Pod koniec ciąży spałam na płytkach w łazience ;) zobaczymy jak będzie teraz.
Mój Ginekolog mówi, że Pani Zdziarska jest twarda jak stonka, jednak wydaje mi się, że ciąża i poród latem ma kilka zalet:

- truskawki, czereśnie, wiśnie, jagody :) Jedz, póki są. Jedz, póki możesz. Zacznie się okres karmienia i kto wie czy jakaś "ciocia dobra rada" skutecznie nie wybije Ci z głowy pomysłu zjedzenia kilku truskawek, bo przecież są silnym alergenem. Dodatkowo wszystkie dary lata to bogate źródło witamin, minerałów i przeciwutleniaczy. Zatem: Na zdrowie!

- jak już jesteśmy przy witaminach - witamina D - jedna z najważniejszych dla rozwoju dziecka witamin. Niestety aż 25% kobiet cierpi na jej niedobory, nawet o tym nie wiedząc, dlatego lekarze często zalecają przyszłym mamom suplementację tej witaminy. Latem problem się minimalizuje, ponieważ witamina uwalniana jest w organizmie dzięki promieniom słonecznym. Nie należy jednak z tym dobrem przesadzać, wystarczy 15 minut dziennie. Przyszła mama powinna unikać pełnego słońca i opalania - jedynie spacerować na świeżym powietrzu i to zawsze zabezpieczona filtrem.

- garderoba. Jak dobrze pójdzie nie musisz jej uzupełniać o dodatkowe ubrania. Kilka zwiewnych sukienek, spódnica na gumce, luźne tuniki i japonki. Nie trzeba kupować ogromnego płaszcza, 3 par dżinsów i kozaków, które przed każdym wyjściem trzeba będzie jakoś ubrać :)

- zostając przy ubrankach - garderoba Maluszka też nie musi być tak rozbudowana jak garderoba dziecka urodzonego jesienią czy zimą. Wystarczy kilka bodziaków, pajace, coś cieplejszego i wyprawka gotowa :)

- idealna pogoda na spacery - zarówno dla ciężarnej jak i już noworodka i niemowlaka. Żadnego deszczu i wiatru. Dodatkowo dziecka nie trzeba balkonować, werandować czy kłaść przy otwartej lodówce ;)

Zakończę tekstem, który każda mama słyszała pewnie nie raz - "Czego się nie robi dla Maluszka?" Skwar, deszcz, śnieg, żylaki, spuchnięte kostki, rozstępy, zgaga, zapalenie pęcherza, bezsenność, nadmierna senność, ostuda, problemy skórne i wiele wiele innych niedogodności, które musi przetrwać przyszła mama, a to wszystko dla tej Małej Istotki, która lada chwila, wywróci nasze życie do góry nogami (ale skoro Olo wywrócił nasze życie do góry nogami, to znaczy, że teraz wszystko wróci do normy? :) )

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Wybór wózka

Jeden z ważniejszych zakupów podczas kompletowania wyprawki to właśnie wózek. Bo to on (jeśli wybierzemy odpowiedni) będzie nam towarzyszył codziennie, nawet kilka razy dziennie, przez najbliższe 2 lata. Zakup pierwszego wózka to sprawa niełatwa, zwłaszcza dla niedoświadczonych rodziców, którzy łatwo padają ofiarą nieuczciwych sprzedawców.
Najrozsądniej będzie wypisać sobie kryteria, które ma spełniać wózek, skorzystać z doświadczenia znajomych a także przejrzeć opinie dostępne w Internecie. Muszę Was jednak nieco zmartwić - nie ma wózka idealnego. Trochę w tym już siedzę i wiem, że to, co sprawdza się u jednych, u drugich będzie zupełnie bezużyteczne. Każdy ma inny styl życia, inne potrzeby więc podpasuje mu inny wózek, dlatego nie będę się tu wypowiadała za cały świat ( ;) ), napiszę Wam co dla mnie jest najważniejsze przy wyborze wózka.

Gondola
Powinna być przede wszystkim przestronna, ponieważ maluch jeździ w gondoli mniej więcej do 6miesiąca. Wszystko oczywiście zależy od tego kiedy dziecko zacznie siedzieć, ale powinien mieć sporo miejsca, nawet jak będzie miał na sobie kilka warstw ubrań jak to bywa w chłodniejsze dni. Dla noworodków jest najwygodniejsza szczególnie w okresie jesienno-zimowym, ponieważ lepiej chroni przed opadami i niską temperaturą.

Spacerówka
Błąd jaki popełniają rodzice (łącznie z nami) polega na tym, że kupując wózek 3 w 1 skupiamy się głównie na stelażu i gondoli, a o spacerówce nie myślimy. A to ich jest największy wybór. Dla mnie ważne jest żeby miała obszerną budkę, długie pasy bezpieczeństwa, regulowane oparcie, regulowany podnóżek i była montowana przodem i tyłem do kierunku jazdy. I fajnie by było jakby tapicerka była zdejmowana ;)

Stelaż i waga
Średnia waga wózka głębokiego to 11-18 kg. Dużo? Zależy dla kogo, ale doliczając ciężar dziecka (które w pierwszym roku życia rośnie w zastraszającym tempie) i ewentualne bagaże (torba, zakupy itp.), nasz "taki sobie wózek" staje się ciężki jak słoń. Wybierając wózek podpytajmy, z jakiego materiału wykonano stelaż.
Najlżejszy jest plastikowy, ale jego wytrzymałość i odporność pozostawiają wiele do życzenia. Nieco cięższy, a przy tym dużo bardziej odporny, jest stelaż aluminiowy. Natomiast najbardziej wytrzymały, ale niestety najcięższy, jest stelaż stalowy - polecam go wszystkim tym, dla których waga wózka nie ma znaczenia.

Koła
Kółka dzielimy ze względu na ich wielkość, ilość i materiał, z jakiego zostały wykonane. Nasz wybór powinien być uzależniony głównie od tego, po jakim terenie będziemy się poruszać. Inny wózek wybiorą osoby mieszkające w centrum miasta, a inny te, które mieszkają w trudniejszym terenie (wieś, las itp.).
Podział kółek ze względu na ich wielkość:
-małe - najlepiej sprawdzają się w mieście; wózki z małymi kółkami są też z reguły lekkie i dość wąskie, dzięki czemu zmieścimy się w każdych drzwiach, windach i komunikacji miejskiej;
-duże - czyli powyżej 20 cali; takie koła radzą sobie najlepiej ze wszystkich zarówno na łatwym, jak i trudnym terenie (piasek, śnieg, błoto, wyboje itp.);
-różnej wielkości, np. przednie mniejsze niż tylne - takim wózkiem dość trudno jest manewrować, zwłaszcza po naszych nierównych chodnikach z wysokimi krawężnikami. Dobrze sprawdzają się tylko na gładkich, równych powierzchniach, a takich jest naprawdę mało.

Podział kółek ze względu na ich ilość:
-wózek z czterema kołami - czterokołowiec - uważany jest za najbezpieczniejszą i najbardziej stabilną wersję. Ze względu na swoją budowę jest znacznie mniej podatny na wywrócenie, np. podczas podjeżdżania pod krawężnik;
-wózek z trzema kołami - trójkołowiec - choć wygląda dość bajerancko i oryginalnie, posiada też wady. Wózki tego typu zostały wymyślone dla aktywnych rodziców, którzy podczas spaceru chcieli np. uprawiać jogging. Trójkołowce stawiają mniejszy opór powietrza, co podczas biegania jest niezwykle istotne, ale niestety przez to są mało stabilne i wywrotne.

Podział kółek ze względu na materiał, z jakiego zostały wykonane:
-pompowane - są bezdyskusyjnie najlepsze! Świetnie radzą sobie na trudnym terenie, amortyzują wstrząsy i nierówności terenu. Im większe koła, tym lepiej radzą sobie na trudnej nawierzchni, więc jeśli mieszkacie na wsi, w lesie, górach lub piaszczystych terenach, polecamy wózek z dużymi pompowanymi kołami. My mieszkamy w Opolu, ale też stawiam na pompowane koła :)
-piankowe - są lekkie, ale za to słabo tłumią wstrząsy, a na trudnym terenie radzą sobie znacznie gorzej na niż ich pompowani koledzy. Właśnie dlatego z nich rezygnuję. Pierwszy wózek był na piankach i każde wyjście z psem powodowało u mnie złość i nadużywanie niecenzuralnych słów.
-plastikowe - są lekkie i najczęściej niewielkich rozmiarów, co znacznie pogarsza komfort jazdy. Wózek z takimi kółkami nie należy do stabilnych, a jego prowadzenie może być mało wygodne.

Warto również zwrócić uwagę na to czy przednie koła są skrętne czy nie. Zwykle te skrętne można zablokować do jazdy na wprost (szczerze? nigdy nie korzystałam z tej opcji).

Łatwość obsługi
Wózek powinien być łatwy i szybki w obsłudze. Jego złożenie czy rozłożenie nie powinno zajmować więcej niż kilka sekund. Pamiętaj, że wózka będziesz używać codziennie i będzie on dla Ciebie jednym z najważniejszych sprzętów. Przed zakupem sprawdź, jak się składa, rozkłada i czy możesz wykonać te czynności jedną ręką (bo drugą możesz mieć akurat zajętą, np. trzymaniem dziecka).

Kosz na zakupy i rączka
Dla mnie bardzo ważny bo codziennie odwiedzam sklepy. Czego wymagam? Duży i z łatwym dostępem.
Rączka regulowana, tak żeby każdy mógł ją dostosować do siebie.

Amortyzacja
Amortyzacja jest niezwykle ważnym kryterium podczas wyboru wózka i w odróżnieniu od wielu innych parametrów (wagi czy wymiarów wózka) nie da się jej sprawdzić w internecie. Zawieszenie można ocenić wyłącznie "na żywo". Dobrze zamortyzowany wózek ma łagodzić wstrząsy i drgania, na które narażone jest maleństwo podczas jazdy po twardym lub nierównym podłożu.
Nie ma co ukrywać - polskie drogi nie należą do najlepszych... wszędzie dziury, wyrwy i ubytki. A wszystkie drgania i wstrząsy niestety przenoszą się do wózka i jeśli nie posiada on dobrej amortyzacji, to wszystko odbija się na niezwykle wrażliwym kręgosłupie dziecka. Miękkie zawieszenie ma największe znaczenie w pierwszym roku życia. Im maluch starszy, tym zawieszenie może być sztywniejsze, bowiem jego kręgosłup jest już mocniejszy i lepiej znosi wstrząsy.

Jak sprawdzić, czy wózek ma dobrą amortyzację?
-pobujaj wózkiem na lewo i prawo, w przód i tył;
-sprawdź, jak zachowuje się wózek podczas pokonywania przeszkody (klocek, but, próg itp.);
-sprawdź, czy po rozbujaniu nadal jest stabilny;
-naciśnij na stelaż wózka i sprawdź, na ile się ugina.

Hamulec
Najlepiej, jeśli będzie on zespolony - tzn. będzie obejmował oba koła jednocześnie. Podczas "przymiarki" wypróbuj jego efektywność - dobry hamulec powinien całkowicie zablokować koła nawet na pochyłym podłożu.

Dodatkowe opcje:
-możliwość zamontowania fotelika samochodowego na stelażu wózka - przydatna zwłaszcza wtedy, gdy malec zaśnie w trakcie jazdy samochodem, a my mamy do zrobienia zakupy czy załatwienie spraw urzędowych. W takiej sytuacji wystarczy wyjąć z samochodu fotelik ze śpiącym malcem i wpiąć go na stelaż wózka. Łatwo i szybko. Możliwość taką zapewni zakup wózka i fotelika tej samej firmy lub dokupienie odpowiedniego adaptera.
-możliwość demontażu kół - przydatna zwłaszcza wtedy, gdy dysponujemy małym bagażnikiem. Po zdjęciu kół wózek zajmuje znacznie mniej miejsca, jest więc szansa, że zmieści się nawet w niewielkim bagażniku.


Jak widać opcji i kryteriów przy wyborze wózka jest ogrom a dochodzi przecież jeszcze cena i wygląd ogólny :) Kiedy wypisałam sobie ważne dla mnie funkcje, ku mojemu przerażeniu lista odpowiadających mi wózków zawierała 4 pozycje. Ostateczny wybór padł jednak na ABC Design Viper. Recenzji gondoli możecie się spodziewać latem :)




czwartek, 14 maja 2015

Matka Polka Cierpiętnica

Tak się teraz czuję, choć wiem, że mogłoby być gorzej. Permanentne zmęczenie - tak to nazywa moja aplikacja ciążowa. A myślałam, że czeka mnie to dopiero PO porodzie.
Nie mogę spać, chociaż chcę spać, nie mogę oddychać chociaż oczywiście chcę oddychać, nie mogę przejść 3 metrów bez kolki, chociaż codziennie pokonuję 3km, nie mogę dźwigać chociaż noszę mojego 15kg Synulka, nie mogę stać chociaż codziennie stoję w kolejkach (nienawidzę Carrefoura!), nie mogę się schylać przez gigantyczny brzuch, który przecież dopiero teraz zaczyna gwałtowanie rosnąć, chociaż klocki są rozrzucane pięć razy dziennie, nie mogę aktywnie spędzać czasu z rodziną chociaż tak bardzo tego chcę. Nie lubię tego stanu, nie lubię jak coś mnie ogranicza. A ogranicza mnie i fizyczność i świadomość tego, że to ja jestem odpowiedzialna za Maksa. Że nie mogę po prostu olać bolącego brzucha i iść dalej, nie mogę wnieść wózka z dzieckiem po schodach, nie mogę wypić Red bulla jak tak bardzo go potrzebuję. Bo w mojej głowie, to nie ja jestem ważna, to On, Maks. W mojej głowie to ode mnie zależy w jakim stanie powita ten świat - czy nie będzie za wcześnie, czy nie będzie za mały, czy nie będzie za słaby. Dlatego ostatnimi dniami chodzę przybita, bo MARTWIĘ się o to, co będzie. Chodzę zgarbiona, kuleję i się krzywię. I tak bardzo mi z tym źle ale wiem, że muszę dać radę jeszcze 2,5 miesiąca. Później będzie jeszcze gorzej :)

czwartek, 23 kwietnia 2015

Savoir vivre na placu zabaw

Są 2 główne zasady panujące na placach zabaw:
1. Nie zabieraj innym zabawek!
2. Nie syp piaskiem!


Jesteśmy stałymi bywalcami placów zabaw. Olo nie zatrzymuje się na nich zbyt długo, maksymalnie 20 minut i lecimy dalej mamo. Dlatego zwykle w ciągu dnia obejdziemy 6-8 placów, niektóre kilka razy. Od jakiegoś czasu obserwuję inne dzieci i ich rodziców i zaczynam się zastanawiać czy to z nimi czy ze mną, jest coś nie tak. Jestem zdania, że dzieci w tym wieku (2-4lata) powinny same między sobą rozstrzygać spory, jeśli takie będą miały szanse się pojawić, bo gdy tylko jakieś dziecko zabiera Olkowi łopatkę, do akcji wkracza rodzic i je karci. Macham ręką i spokojnym głosem mówię wtedy "Spokojnie, niech się SAMI dogadują ", po co mieszać w to rodziców, to tylko łopatka i zapewne tylko pożyczka, żadna kradzież milionów monet. Będzie chciał to ją zabierze z powrotem, nie zabierze, to znaczy, że nie zależy mu tak bardzo. Pozwólmy dzieciom na pierwsze interakcje społeczne. Dajmy im szansę pokazać własny charakter. Może dla innych jestem mamą, która "ma wszystko w nosie". Nie. Daję dziecku swobodę, pokazuję mu, że mu ufam, wiem, że sobie poradzi i zrobi to, co trzeba. Nie obserwuję go z 9 piętra naszego bloku, jestem 2 metry dalej, będę interweniowała jeśli uznam, że powinnam.
Druga sprawa - piasek. Od kilku tygodni mam w domu piaskownicę, zamiatam 2 razy dziennie a i tak zewsząd wysypuje się piach (pamiętajcie, żeby przed praniem przetrzepać wszystkie kieszenie). Idziesz z dzieckiem na plac zabaw, to pogódź się z tym, że przyjdzie zapiaszczone. Piasek w butach, pampersie, kieszeniach, włosach i BUZI. Wszędzie. Jak będziesz miała szczęście to i Tobie się dostanie. Ale co z tego? Nie bez powodu na placach zabaw wysypuje się piach, jest po prostu BEZPIECZNY. A ja codziennie, po kilka razy słyszę "nie syp piaskiem, nie wysypuj piasku, nie wyrzucaj do kosza, nie grzeb rączkami, nie syp na ławkę" aż się odechciewa robić cokolwiek. Dziwne, że dziecko nie wie, że powinno łopatką odkopać suchą warstwę piachu, dokopać się do mokrego i stworzyć idealną babkę. To jest poprawny sposób na zabawę w piaskownicy, nie umiesz się bawić? Wypad do domu.
Na naszych placach można wyróżnić dwa skrajne typy rodziców:
- Rodzice Dawidka - jest u nas na osiedlu taki biedny Dawidek. I wcale nie jest ubogi, jest poszkodowany. Przez rodziców. Przychodzi z obojgiem. Oboje przekrzykują się czego to nie wolno. Oboje ze skwaszonymi minami chodzą za Dawidkiem krok w krok i kontrolują jakość zabawy i przestrzeganie przez Dawidka zasad dobrego zachowania na placu zabaw. Dawidek po czasie nie wytrzymuje i staje się marudny, więc następuje szybka ewakuacja do domu.
- Rodzice ławeczki. Ławeczka stoi a dzieci biegają po ulicy. Rodzice ogarniają osiedlowe ploteczki, dzieci pozostawione same sobie o 19 zgarniane są do domu.

Dlatego mój dzisiejszy apel do Was: Plac zabaw to miejsce zabawy, relaksu. Zarówno dzieci jak i rodziców. Oczywiście wszystko w granicach bezpieczeństwa. Dajcie dzieciom swobodę zabawy, dajcie im wymyślić sobie co chcą robić. Dajcie im się wybrudzić, nakrzyczeć na inne dziecko, poprzepychać przy kolejce na zjeżdżalnię, upaść, zjeść odrobinę piasku. Dajcie im się uczyć życia :)

wtorek, 21 kwietnia 2015

Niezbędnik mamy 20 miesięczniaka.

Napiszę o rzeczach, które pomagają mi przetrwać te "gorsze dni". Moje i jego. Czasem ja nie nadaję się do niczego, czasem on jest marudny i niezdecydowany, czasem łączymy siły i cały dzień to mordęga. Nie będzie to lista "jak wychować dziecko na laureata nagrody Noble'a", będzie bardziej "przeżyć i nie zwariować" dlatego czytajcie z przymrużeniem oka ;)

1. Codzienne spacery. Plac zabaw, 3 razy dziennie. Mama w szaliku, czapce i rękawiczkach trzęsie się na ławce, dziecko w piaskownicy próbuje nasypać piach do wiaderka, co mu się niestety nie udaje bo tak wieje, że piasek już dawno jest w innym województwie. Dlatego od jakiegoś czasu tak bardzo narzekam na pogodę na Instagramie :)

2. Zakupy. Codziennie o 9. Olo kocha wózek. Ale wózek ma być w ciągłym ruchu. Więc jak mama staje w piekarni, żeby kupić bułki (2 minuty Synu!), Olo siedzi w wózku i zależnie od ilości widzów jęczy - albo mama, mamaaaa, maaaaamaaaa, maaaaammma (kto słyszał, ten wie jaki to jęk), albo brummm, brruuuum, bruuum. Osobiście wolę brum, brum :) Jaki mam na niego sposób? Lizak. Im bardziej lepki, tym lepiej (później trzeba jeszcze oblizać łapki). Zwykle po zakupach przechodzimy do punktu 1., czyli placu zabaw, piach + lepkie łapki = same wiecie co :) To prowadzi nas do punktu 3.

3. Brudny? Wrzuć na luz mamo. Moje dziecko zwykle jest brudne. Jest czysty tylko jak idzie spać albo do babci :) Piorę co drugi dzień. Nie prasuję więc jakoś więcej roboty przy tym nie mam :) A dziecko bez stresu odkrywa świat. Olek na placu zabaw ma pełną swobodę, to samo przy jedzeniu. Ubrudzi się? Trudno, jest dzieckiem, to ten moment w życiu, w którym brudna buzia bardziej rozczula widza niż obrzydza :)

4. Stały plan dnia. Każdy nasz dzień wygląda mniej więcej tak samo. Daje poczucie bezpieczeństwa niemowlętom, dzieciom ale także rodzicom. Wiem czego o danej godzinie się spodziewać dzięki czemu mogę sobie zaplanować dzień (wystawne II śniadanko z tvnplayerem planuję na 11, podczas drzemki Ola, wtedy też ogarniam chałupę i przygotowuję półprodukty na obiad)

5. Jak już weszliśmy na temat obiadu. Synek ostatnio wybrzydza. Nie spinam się za bardzo, nie jesteś głodny, nie jedz. Ale czasem JA chcę zjeść w spokoju, a żeby jeść we względnym spokoju, Olo też musi mieć jakieś zajęcie, jakie? Frytki. Miłość przeszła z matki na syna, dla frytek zrobimy wszystko, smakują nawet z ziemi (podobno, relacja Olka i Boba) :) Do tego dochodzą chrupki, paluszki, czekolada, danonki. Samo dobro z natury :)

6. Pozostając przy obiedzie, a raczej przy przygotowywaniu. W kuchni mam szufladę pełną "wszystkiego" - szmatki, ściereczki, gąbeczki, stare buteleczki, pojemniczki i cholera wie co jeszcze (właściwie to Olo bardzo dobrze wie). Mały wie, że tą szufladę może przegrzebywać, wszystko z niej wywalać i tworzyć nowe konstrukcje. Ja w tym czasie spokojnie szatkuje kapustę :)

7. Kredki. Olek chwilę porysuje, później skupia się na zrzucaniu wszystkich kredek. Dlatego im więcej, tym lepiej - dłużej zrzuca, dłużej zbiera :)

8. Bajki. Telewizja do drugiego życia to zło. Powiedziałam to. Ale mi czasem ratuje zdrowie psychiczne. Ostatnio na topie Peppa i Ciekawski George :)

9. Babcia. Masz dość? Dzwoń do babci, cioci, wujka, sąsiadki, pani z mięsnego. Może ktoś go przygarnie :) U nas przynajmniej raz w tygodniu Olo wędruje na parę godzin do babci.


piątek, 10 kwietnia 2015

Historia kubeczka pełnego cukru.

Krzywa cukrowa, test obciążenia glukozą. Najgorsze badanie ciążowe. Nie najbardziej bolesne, nie trudne ale najgorsze. Badanie polega na pobraniu krwi pacjentce, podaniu roztworu glukozy i po godzinie lub dwóch powtórne pobranie próbki krwi. Teraz trochę szczegółów. Roztwór glukozy to nic innego jak 75g cukru pudru (pół kubka) rozpuszczonego w pół kubeczka wody :) W Olowej ciąży cała nieprzyjemność polegała na wypiciu tej trucizny i utrzymaniu w sobie przez dwie godziny. Aktualnie siedzę w laboratorium, z dwoma plastrami, plamą na swetrze i okropnym bólem zatok. A było tak: spóźniłam się na autobus, 15 minut czekałam na drugi, w laboratorium bez problemu weszłam bez kolejki, panie pielęgniarki bardzo fajne kobietki :) dwie próbki pobrane na przeciwciała i cośtam. Jedna pielęgniarka przygotowuje mi drinka, druga kończy kłuć. Piję. Idzie dobrze bo mogłam wcisnąć sobie sok z cytryny. Nagle kłująca pielęgniarka orientuje się, że zapomniała pobrać próbkę na glukozę. STOP. Przerwałam w połowie picia i się poplułam (stąd ta plama). Pani wbija igłę drugi raz, krew nie leci, patrzę, no nie leci. Druga pielegniarka piknęła drugą rękę, krew leci, uff :) teraz wypij resztę. A reszta to ogromne grudy cukru, które muszę pogryźć i połknąć. Zaczęły się schody, kilka odruchów wymiotnych, łzy w oczach, pielęgniarki trzymają kciuki. JEST! "Jest Pani bardzo dzielna!". Będę dzielna jak urodzę, myślę sobie ale robi mi się miło i rozpiera mnie duma. I teraz siedzę na wygodnym fotelu, muzyczka gra, za oknem słońce a w torebce czeka croissant. Została jeszcze godzina :)

środa, 8 kwietnia 2015

It's a boy!

Tak, nasz Fasolini to chłopiec :) Tak samo jak w pierwszej ciąży, dowiedzieliśmy się już podczas USG genetycznego czyli pod koniec 13 tygodnia. Kiedy ginekolog obwieścił "Siusiak" poczułam lekkie uszczypnięcie żalu ale przecież WIEDZIAŁAM. Wiedziałam, że to Synek, tak jak Olo od początku był Synkiem, tak Maks też już od testu ciążowego był Chłopakiem :) Najważniejsze, że zdrowy :)


Taka śmieszna mentalność Polaków, że żeby osiągnąć sukces "rodzinny" trzeba mieć maksymalnie 2 sztuki dzieci, po jednym z każdej płci. W sumie bardziej trafne będzie "taka mentalność Polaków, że lubią się wtrącać i lepiej wiedzą, czego chcemy i co jest dla nas lepsze". Sama wiadomość o drugiej ciąży była dla niektórych szokiem, że jak to drugie? Tak szybko? Nie próżnujecie. Czułam się jak inkubator. Na szczęście dla większości była to jednak radosna nowina i powód do gratulacji :)

Wracając do płci, wiadomo, że fajnie byłoby mieć córę, bo sukieneczki, kwiatuszki, serduszka, balerinki, lalki i fryzurki. Jednak pierwszy Chłopak wyjątkowo nam się udał (chociaż aktualnie krzyczy na mnie jedząc rosół) więc może tak się dobraliśmy, że będziemy "produkować" najfajniejszych kolesi na dzielni? ;)



poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Nasz Alfabet

Żeby trochę przybliżyć Wam nasze życie, stworzyłam nasz Alfabecik :) Kto nowy, niech klika w "Kto w bloku piszczy" i nadrabia, bo za parę miesięcy to Fasolini zabierze całą Waszą uwagę :)

A. Aktywność - staramy się dużo czasu spędzać w ruchu / na zewnątrz / gdzieś :) Aktualnie jedno z nas posiada duży brzuch więc musi zrezygnować z rowera i rolek ale specjalnie tu o tym piszę, żeby po porodzie wrócić do aktywności.

B. Bob. No oczywiste. Boboftrucik. Często obciążenie i udręka ale Nasza Miłość. Najgrzeczniejszy pies świata (nie licząc jedzenia kup, nad tym musimy jeszcze popracować ;) )
Bałagan. Czysto jest tylko 5 minut po posprzątaniu. Jeszcze z tym walczę ale powoli odpuszczam. Aktualnie nie jest źle, ale mogłoby być lepiej ;)
Brudas. Pozwalamy Olowi się brudzić, teraz jest na to czas.

C. Czas dla siebie. Tak organizujemy czas, żeby każdy jest zadowolony. Czasem spędzamy go w trójkę, czasem każdy osobno (dzięki Bogu za babcię 2 bloki dalej).
Ciąża. Daje w kość, strach myśleć co czeka mnie latem ;)

D. Dzieciaki. Bob - 3 lata w lipcu, Olo - 2 lata w sierpniu, Maks - oczekiwany na 6 sierpnia.

E. Emocje. Jest ich sporo w naszym życiu. I tych negatywnych i pozytywnych. Olo wkracza w okres buntu, wiem, że będzie ciężko ale póki co sama się podziwiam za cierpliwość, której było u mnie zawsze minimum (3 minuty w kolejce to wieczność)

F. Filmy. Co wieczór coś nowego.

G. Go Pro Hero3. Najdroższa rzecz w naszym domu ;) Towarzyszy w najważniejszych momentach naszego życia. Nakręciła Sztukę Chodzenia, Relację z Chorwacji i wiele innych. Montował Paweł ;)

H. Hałas. Jest go sporo, będzie jeszcze więcej. Sorry sąsiady ;)

I. Internet. Codziennie, kilka razy dziennie. Najbardziej aktywna jestem na Instagramie. Poznałam tam wiele ciekawych osób :) Zaglądajcie tam, jeśli chcecie być na bieżąco.

J. Jeszcze i już. Codzienne pytania: "Jeszcze nie chodzi? Jeszcze nie mówi?" "Już siada na nocnik? Już sam je?"

K. Koszyka street. Nasza ulica. Paweł się tu wychowywał, dla mnie już też żadna działkowa alejka nie jest nieznana.
Kaczka. Ukochana przytulanka Ola.

L. Luksus. Nie u nas w domu :) Raz w roku pobyt w hotelu ze SPA i styka :)
Lizak. Zawsze w mojej torebce :)

M. Mama. Wszechobecne "mama", od rana do wieczora. Do znudzenia "mama, mama, mama". Jednocześnie najpiękniejsze słowo i najważniejsza rola w moim życiu.
Do M dorzucę jeszcze Miotłę :) Zamiatam co najmniej 2 razy dziennie :) a "Mop" co drugi dzień.

N. Nikon D7100. Kolejny towarzysz naszego życia. Ciężki jak cholera ale to Paweł go obsługuje ;)

O. Olo. Miał być Aleks, żaden "Olo". Jest Olo ŚmiechOlo, WkurzOlo, SpacerOlo, ChodzOlo, KupOlo.
Opole - nasze miasto, przyjechałam tu na studia i już zostałam. Paweł i KrejzOlo się tu urodzili.

P. Pawłowiczki. Tam mieszkają moi rodzice. Ja mieszkałam tam kilka lat. Jak piszę na IG, że jesteśmy "na wsi" to właśnie tam - w Pawłowiczkach.
Pranie. Co drugi dzień. Dzielone na "jasne" i "ciemne".

R. Remont. Czeka nas w maju. Musimy tylko trochę oszczędzić. planujemy odświeżyć pokoje dla Chłopaków i kupić Olowi nowe mebelki.
Rytm dnia. Od początku przestrzegany dzięki czemu wiele można było zaplanować. Do tej pory, niezależnie od pogody, codziennie o 9 idziemy na zakupy.

S. Skaza białkowa. Olo je już wszystko to, co my. Dalej pije Bebilon Pepti bo po MM HA dostaje silnej wysypki.
Smartfon. Ładowany codziennie. Niezbędnik Rodzica :) Aktualnie używane aplikacje - Duckie Deck i Moja Ciąża :)

T. Tata. Najsłodziej wypowiadane słowo. Bo "mama" to krzyk, a "tata" mówi z czułością :)

U. Uczucia. Nie boimy się ich okazywać.

W. Willa's Wild Life. Ratuje mi życie. Nieśmiertelna bajka, którą Olo mógłby oglądać bez przerwy.
Wynajem. Mieszkanie niestety wynajmujemy. Ale wierzę, że za parę lat będziemy już "na swoim".

Z. Zwierzęta. Kochamy je wszystkie, Olo jara się nawet bąkiem nad pąkiem ;) A największym hitem, do tej pory, jest kot. Gorzej jak kot ucieknie :)


Smartfon + Willa's Wild Life + kawałek Bałaganu

Brudas + Bob + Bałagan

2 razy Kaczka :)

sobota, 28 marca 2015

Drugi Trymestr drugiej ciąży :)

Wróciłam do żywych. Właściwie już dawno, bo drugi trymestr trwa od 13 do 26 tygodnia a jestem już w 22. Jak ręką odjął minęły mi wszystkie przykre dolegliwości - wymioty, mdłości i wieczne zmęczenie.
W internecie nazywają ten trymestr "miesiącem miodowym" ciąży. Ja mężatką jeszcze nie jestem ale nie życzę sobie takiego miesiąca miodowego, bo nie okłamujmy się, różowo nie jest ;) Mam problemy z przepływami w żyłach, przez co większy wysiłek (Olo waży 14kg) czy dłuższy spacer (pies musi sikać) skutkuje okropnym bólem. Niestety nie ma na to sposobu i "trzeba to przetrwać" :)
W tym okresie mogą pojawić się pierwsze rozstępy, jest to uwarunkowane głównie genetycznie (dziękuję mamusiu :)) ale warto dbać o nawilżenie skóry brzucha, piersi, pośladków i bioder :) Wierzcie lub nie ale jedyne rozstępy "po Olu" to właśnie te na udach. Rozstęp to nic innego jak blizna, dlatego jeśli już się pojawi - bardzo ciężko jest się go pozbyć. Z czasem blednie ale pozostaje widoczny i wyczuwalny.



Najwspanialszym chyba momentem w drugim trymestrze ciąży jest ten, kiedy zaczynasz czuć ruchy dziecka. Większość kobiet nie ma problemu z odróżnieniem ich od ruchów jelit. Są to delikatne „kopniaczki”, jakby pukanie. Mimo że dziecko jest już bardzo aktywne, na początku będziesz odczuwała jego ruchy rzadko, nawet raz na kilka dni. Stopniowo dopiero kopniaki staną się częścią twojej codzienności i pod koniec drugiego trymestru będziesz na nie czekać każdego dnia. Naucz się wtedy koniecznie „schematu”, w jakim porusza się twoje dziecko. Większość maluchów wykazuje największą aktywność rano, po śniadaniu, i w godzinach wieczornych. Często najintensywniej ruszają się w ciągu godziny po posiłku.
Nasz Fasolini już się rozbrykał, w ciągu dnia nie mam czasu na "kontakt", zresztą zwykle jestem w ciągłym ruchu więc sobie śpi, czasem zamienimy kilka słów po śniadaniu :) "Nasz czas" jest koło 22-23 kiedy leżę już w łóżku, wtedy sobie rozmawiamy, czasem nawet wtajemniczamy w nasze rozmowy tatusia :) Magiczne chwile, chyba każda mama na nie czeka.


czwartek, 12 marca 2015

Ile trwa ciąża?

Przyszła mama i tata liczą ciążę w tygodniach. Pani w piekarni, znajomy i listonosz - w miesiącach.
Jestem słaba z matmy więc zawsze jak ktoś mnie pyta, który to miesiąc, próbuję JAKOŚ to w głowie obliczyć. Trwa to wieki więc postanowiłam podawać tygodnie, niech sobie sami kombinują :)
Stwierdziłam jednak, że warto to wszystko usystematyzować :)

Ile trwa ciąża?
Większość z nas odpowiedziałoby - 9 miesięcy. A ile to dni? Licząc, wychodzi ok. 280. Może od dziś będę mówiła, w którym DNIU ciąży jestem ;) Książkowa ciąża obejmuje 10 miesięcy księżycowych - każdy z nich składa się z 4 tygodni, a więc 28 dni. Razem daje nam to 40 tygodni i jest to odpowiedź na pytanie, ile tygodni trwa ciąża.
Dzieli się ją też na trymestry będące głównymi etapami rozwoju płodu.
-Pierwszy trymestr obejmuje 14 początkowych tygodni ciąży – wtedy kształtują się główne układy i narządy dziecka.
-Od 15. do 27. tygodnia ciąży trwa drugi trymestr – wtedy u mamy ustępują ciążowe dolegliwości, a maluch jest już w pełni ukształtowany i dalej się rozwija.
-Początek 28. tygodnia ciąży to już trzeci trymestr – dziecko rośnie i przybiera na wadze, a organizm mamy przygotowuje się do porodu.
Jak obliczyć termin porodu?
Jeśli masz regularne 28-dniowe cykle, do daty ostatniej miesiączki dodaj 280 dni (albo prościej: 9 miesięcy i 7 dni). Gdy cykle mają inną długość, np. 32 dni, dodaj 9 miesięcy i 11 dni. Jeśli są krótsze, np. 26-dniowe, dolicz 9 miesięcy i 5 dni. A najlepiej zamiast bawić się w liczenie, skorzystaj z kalkulatora dary porodu, wujek Google chętnie pomoże :)
Trudniej wyliczyć termin przy cyklach nieregularnych (a takie ma około 75 procent kobiet). Wtedy jedynym wiarygodnym sposobem ustalenia terminu porodu jest badanie USG wykonane przed 15. tygodniem ciąży. Dokładność takiego wyliczenia sięga 5–7 dni.

I uwaga, bonus! Jak któraś przyszła mama wyskoczy Wam z tygodniem, sprawdźcie sobie który to miesiąc :)
1 miesiąc - 0-4,5 tyg.
2 miesiąc - 4,5-9 tyg.
3 miesiąc - 9-13,5 tyg.
4 miesiąc - 13,5-18 tyg.
5 miesiąc - 18-22,5 tyg.
6 miesiąc - 22,5-27 tyg.
7 miesiąc - 27-31,5 tyg.
8 miesiąc - 31,5-36 tyg.
9 miesiąc - 36-40 tyg.

O, ja jestem w piątym :)


poniedziałek, 2 marca 2015

Wycofanie zarzutów

Tu i tu pisałam o tym, że Olo zaczyna się buntować. W domu było wszystko w porządku, niestety spacery spędzały mi sen z powiek - Olek wpadał w histerie, kładł się w kałużach, nie słuchał i uciekał a ja wracałam cała spocona i zdemotywowana. Nie wiem czy ktoś mu przekazał, że o tym pisałam (;)), czy moje metody działania poskutkowały, czy może tylko mamy przerwę ale teraz spacery to sama PRZYJEMNOŚĆ. Słucha, rozumie, wszystko mu można wytłumaczyć i wynegocjować :) Ja też wrzuciłam na luz i jak ucieka mi na pobliski plac zabaw, daję mu 5 minut na zabawę, jak chce policzyć samochody na parkingu (koniecznie trzeba dotknąć znaczka), pozwalam mu na to, nawet pomagam :) Nie zmuszam go do chodzenia za rękę, chociaż wymagam tego tam, gdzie odbywa się ruch uliczny i on się do tego dostosował. Nie dostaję palpitacji serca jak upadnie akurat w największej kałuży, przychodzi wytrzeć rączki, reszta może być brudna ;) Chociaż jestem bliska zawału jak na jego drodze widzę psią kupę..
Do sklepu nadal biorę wózek, nie wiem czy jego zachowanie między regałami uległo zmianie, podejrzewam, że tak. Biorę wózek ze względu na ciążę, wszystkie ziemniaki i inne kalafiory wożą się na kółkach :) A Olo drogę "tam i z powrotem" pokonuje na swoich szybkich nóżkach :)
Jestem dumna z mojego Syna, z tego jaki jest samodzielny i odważny, jak dużo rozumie i pomaga, jak grzecznie potrafi bawić się sam a w towarzystwie jest rozkoszny. Jest naszym największym Skarbem i mimo, że czasem mamy dosyć, wystarczy, że Olo zrobi coś niespodziewanego i uśmiech wraca na nasze twarze.

Ja grzeczny? :)

sobota, 28 lutego 2015

Trymestr I. Objawy, których nie da się przeoczyć

Na szczęście od ponad miesiąca już za mną. Czemu na szczęście? Przeczytaj, to poznasz moje ulubione dolegliwości ciążowe :)
Nie należę do tych, którym nie przysługuje becikowe bo za późno zgłosiły się do lekarza. Daleko mi też do bohaterek programu "Ciąża z zaskoczenia". Z Olem było tak, że jeszcze dzień przed zrobieniem testu ciążowego, pani ginekolog wmawiała mi gruczolaki przysadki mózgowej. Nie zważając na moje mdłości i spóźniającą się miesiączkę, opowiadała na czym będzie polegała operacja guzków (?!). Trochę podłamana wizytą wróciłam do domu. Mdłości mnie dobijały więc następnego dnia poszłam do apteki po jakiś cudowny środek antywymiotny. Pani farmaceutka totalnie zbiła mnie z tropu pytając
-A może jest Pani w ciąży?
-Nie, nie.
-A może jednak?
-Nie, nie. Mam bardzo wysoką prolaktynę, z zajściem w ciążę to ja będę musiała się trochę pobawić.
-A może jednak, dla pewności, weźmie Pani test ciążowy?
-Nie, nie. Byłam wczoraj u ginekologa, ta prolaktyna i te sprawy, nie, nie.
- Wie Pani, prolaktyna skacze w ciąży, Pani weźmie ten test i Aviomarin na mdłości. Ale najpierw niech Pani zrobi test. 
Myślę sobie 5 zł, niedużo. Można kupić. Wróciłam do domu, była 13, test najlepiej robić rano. To zrobię teraz :) Po chwili zapłakana dzwoniłam do mamy. Totalnie się tego nie spodziewałam, mimo, że objawy jasno na to wskazywały. Później czekały mnie tylko mdłości, senność, zmęczenie i tak dalej.
W TEJ ciąży, podobnie, choć bez udziału pani ginekolog i farmaceutki. Brak okresu. Mdłości. Później już mdłości i bezsenność z nerwów.
Paweł był wtedy w Birmie. Ja byłam u rodziców. Zrobiłam pierwszy test o 3 w nocy (można uznać, że to rano, w końcu spałam w nocy :)) I GŁUPIA byłam, że o 3, bo już później nie mogłam zasnąć. Bo wylazła ta kreska, blada, ale była. Pierwsza myśl - jaki kupić wózek :) Taki bzik wózkowy. Rano po konfrontacji z mamą się poryczałam. Niby zaczęłam niewinnie:
-Mamo, jak Ty sobie radziłaś z dwulatkiem i noworodkiem?
- No jakoś sobie trzeba było radzić, a co?

-...
-Co, planujecie drugie?
-... buuuu
Zapłakana wyjaśniłam, że zrobiłam w nocy/rano test i wyszedł pozytywny. Mama na luzie, że pewnie coś się testowi poprzestawiało w kreskach. Zrobię drugi i wtedy mogę płakać. Z tym, że ja czytałam o tej 3 jak to jest z wiarygodnością testów - otóż moje drogie, testy się MYLĄ, ale w drugą stronę. I właściwie nie tyle mylą, co jest zbyt wcześnie na wykrycie ciąży z moczu.
Poczekałam dwa dni, zrobiłam drugi test. Krecha o pięknym malinowym kolorze wyskoczyła automatycznie po zetknięciu z moją substancją ;)
No cóż, pogodzona z myślą, że znowu sobie nie pojeżdżę na snowboardzie czekałam, aż Paweł pojawi się na WhatsAppie. Nie jestem w stanie powiedzieć jak naprawdę zareagował. Wiem tylko, że cała lokalna wioska piła zdrowie naszej Fasolki :)

Olo w 11 tygodniu.

Ale przejdźmy do tematu głównego - czego się spodziewać po pierwszych 13 tygodniach ciąży?
-nudności, mdłości, wymioty. Jak zwał tak zwał. Ogólna zamuła, możesz jeść tylko ściśle wybrane przez Twój organizm produkty lub.. nic. Co pomaga? Imbir w herbacie, migdały do pogryzienia, woda z cytryną, przekąska jeszcze przed wstaniem z łóżka albo.. nic. Trwają mniej więcej do 12-13 tc albo.. do końca ciąży. Pamiętaj o częstym piciu wody, nawet po łyczku, tak aby się nie odwodnić. O wymiotach lepiej poinformować lekarza prowadzącego ciążę.
-senność, zmęczenie, dajcie mi kocyk idę spać. Mogłabym powiedzieć, że pierwszy trymestr pierwszej ciąży przespałam z przerwami na posmarowanie głowy amolem. Bo w sumie tak było, mam chyba nawet zdjęcie jak leżę na kanapie ze znanym mi wyrazem twarzy (wieczne niezadowolenie) a na stole leży Amol i Milka :)
W drugiej ciąży nie było tak łatwo, słaniałam się na nogach, nic mi się nie chciało. A przecież o 7 pobudka, 9 zakupy, od 11 drzemka Ola (którą głupia poświęcałam na sprzątanie i obiad), 13 spacer z psem itd, dopiero po 17 mogłam odetchnąć bo Paweł wracał z pracy. Moja rada? Śpij ile wlezie :)
-piersi. Ulubiony temat mężczyzn, więc postaram się napisać to najdelikatniej jak się da, może nawet uda mi się zrobić z tego coś pozytywnego. Piersi w pierwszym trymestrze ROSNĄ (są obrzmiałe i bolą).
-obwód brzucha. W ósmym tygodniu nie da się dopiąć żadnych spodni, waga wzrasta o jakieś 2kg- efekt zatrzymania wody. Za zwiększenie obwodu odpowiedzialny jest progesteron - hormon, który pozwala zrelaksować się macicy i zwiększyć jej objętość. Rozkurcza też niestety mięśnie gładkie jelit powodując zaparcia i wzdęcia. Brzuch w drugiej ciąży wyskakuje właściwie od razu.

Chciałam jeszcze napisać o tym, co dzieje się z Fasolką ale rozpisałam się jak ja nie mogę a Olo odpuścił drzemkę więc ogólnie dupa.

piątek, 27 lutego 2015

Wooden Story

Jak wiecie, w naszej rozdawajce do zgarnięcia są prezenty od WoodenStory. Czas przedstawić Wam je bliżej.



Auto
Dokładniej - English Taxi. Wykonane z drewna od certyfikowanych dostawców FSC i wykończone woskiem pszczelim oraz olejami roślinnymi, dzięki czemu jest idealnie gładkie i przyjemne w dotyku a dodatkowo pięknie pachnie. Lasem. Zaraz po otwarciu kartonika, uderzyła we mnie fala leśnych zapachów, aż zatęskniłam za latem.
Auto idealnie wpasowuje się w małą rączkę, jest całkowicie bezpieczne i przykuwa wzrok dziecka. Olo od razu po nie sięgnął z radosnym okrzykiem "brum!".






Klocki
100 sztuk w cudownym bawełnianym worku, który może służyć również jako plecak. Podobnie jak samochód (i wszystkie produkty Wooden Story) klocki wykonane są z wyselekcjonowanego drewna i wykończone woskiem pszczelim. Kolor nadają im naturalne barwniki z Eko certyfikatami.
Klocki drewniane to zabawka, która nie nudzi. Godzinami można tworzyć, budować, układać. Zamki, domki, garaże i płoty. Olo jest na etapie liczenia, więc wybiera takie same kształty i je liczy po swojemu - "sia, si, tsi, sie". Są wytrzymałe i na pewno posłużą na lata zabawy.
Pachną jeszcze bardziej niż auto :)







I wiecie co jeszcze? Te cuda są Made in.. Beskidy Mountains. Te cuda produkują Nasi Górale! :)
Dlatego nie ma na co czekać, hop na FB, wystarczy trochę szczęścia, żeby to Wasze dzieci cieszyły się tym zestawem :)

środa, 18 lutego 2015

Drewniane Rozdanie :)

Tak jak obiecałam, jest Rozdawajka :) Miał być konkurs związany z typowaniem płci ale przecież nie raz zdarzało się, że Adaś okazał się Anią a mieszkająca w brzuchu Kasia, urodziła się jako Kubuś.

Dlatego będzie dużo prościej, zasady są takie:
1. Polub FanPage FB 4Kilogramy i WoodenStory
2. Udostępnij plakat konkursowy
3. W komentarzu zaproś do zabawy (za pomocą @) znajomego.
4. Rozdanie trwa od 18.02. do 14.03. Spośród zgłoszonych osób wylosowany zostanie jeden zwycięzca.
Rozdanie odbywa się także na Instagramie.



O nagrodach wkrótce ukaże się osobny post! :)

wtorek, 17 lutego 2015

Idą zmiany :)

Déjà vu (IPA [deʒa ˈvy] fr. już widziane) – odczucie, że przeżywana obecnie sytuacja wydarzyła się już kiedyś, w jakiejś nieokreślonej przeszłości, połączone z pewnością, że to niemożliwe.

Znacie to uczucie, prawda? Ja je odczuwam mniej więcej od grudnia. Bo to w grudniu dowiedzieliśmy się, że za parę miesięcy na świecie pojawi się Olo, Sylwester był bezalkoholowy a okres grudzień-styczeń najchętniej bym przespała.
Tak było i tym razem. Z tą różnicą, że dowiedziałam się jak Paweł był w BIRMIE, dowiedziałam się mając pod opieką PSA i biegające DZIECKO, nie mogłam przespać 2 miesięcy bo - DZIECKO (dwa razy przysnęłam jak oglądał bajkę ;( ), miałam takie mdłości, że najchętniej bym te miesiące jednak przespała, a brzuch wyskoczył mi wraz z drugą kreską na teście :) Jest jeszcze różnica kilku dni. Kilku dni w przewidywanej dacie porodu. Olo urodził się 10.08 ( data według om 14.08), Brzuszkowe planowane jest na 6.08. Będzie wesoło :)

Pilnujcie Fanpage'a na Fejsiku, bo za kilka dni pojawi się na nim KONKURS, w którym będą do wygrania piękne nagrody od WoodenStory.


wtorek, 10 lutego 2015

1,5 roku, 18 miesięcy.. No prawie dorosły

Zleciało w mgnieniu oka, z drugiej strony nie pamiętam jak było przed jego narodzinami. Wywrócił nasze życie do góry nogami ale trzeba przyznać, że do góry nogami jest weselej :)

Tradycyjnie zostawiam Wam notkę zaczerpniętą z książki „Drugi i Trzeci Rok Życia Dziecka” – Heidi Murkoff z Sharon Mazel – tylko informacyjnie, bo i tak wszyscy wiemy, że każde dziecko jest inne.:

Przed końcem osiemnastego miesiąca Twoje dziecko powinno umieć:
-używać 3 słów (mama, tata, Bobo :))
-wskazać na żądany przedmiot (ciastko)

Przed końcem osiemnastego miesiąca Twoje dziecko prawdopodobnie będzie umiało:
-biegać (bardzo szybko, najlepiej po kałużach)
-posługiwać się łyżką i/lub widelcem (nieporadnie) (dlatego w menu często zupy krem - nie spływają z łyżki)
-wskazać na jedną część ciała gdy się je o to poprosi (wkłada palce do oczu mamy)

Przed końcem osiemnastego miesiąca Twoje dziecko być może będzie umiało:
-kopnąć piłkę przed siebie (do dziadka)
-wykonać dwustopniowe polecenie ustne. (pięknie wyrzuca pampersy do kosza ;))

Przed końcem osiemnastego miesiąca Twoje dziecko może nawet umieć:
-rozpoznać i nazwać obrazek;
-użyć więcej niż 50 słów.
To jeszcze dla nas wyższa szkoła jazdy :) Ale znam taką jedną Malutką, która w tym wieku mówiła już WSZYSTKO :)

Rady dla rodziców 1,5 rocznych Łobuzów:
- na spacery ubierz dziecko tak, żeby nie było Ci żal, że ubrudzi spodnie czy kurtkę. W deszczowe dni warto mieć ze sobą suche skarpetki na zmianę ;)
-to czas ostatniego szczepienia na błonicę, tężec, krztusiec i polio
-jeśli dziecko nie daje sobie zmienić pieluchy, zainwestuj w pieluchomajty albo rób to na swich kolanach
-nie martw się, jeśli dziecko jest według Ciebie "nieśmiałe" w kontaktach z innymi dziećmi czy obcymi dorosłymi. To zupełnie normalne w tym wieku. Maluch nie czuje potrzeby "wychodzenia do ludzi", pewnie czuje się w towarzystwie tych, których kocha i widzi na co dzień.




piątek, 6 lutego 2015

Zbuntowany Olo. Bunt w sklepie.

Dziecko leży na brudnej sklepowej podłodze a nad nim stoi zażenowana / zawstydzona / zrozpaczona / wściekła / zdemotywowana mama. Obrazek znany ale jednak każda mama ma nadzieję, że "okres buntu" nie będzie dotyczył akurat jej dziecka, bo jest takie wyjątkowe, grzeczne i pogodne. Niemożliwe, żeby zmieniło się aż tak w ciągu zaledwie kilku miesięcy. A jednak.. Olo to ideał. Nieskromnie, wiem. Ale od początku był bezproblemowy - kolki to dla mnie miejska legenda, sam zasypia, szybko zaczął przesypiać całe noce, ładnie je właściwie wszystko, lęk separacyjny też był nam obcy. Aż nagle, Olo skończył rok. I delikatnymi sygnałami dawał nam znać, że sielanka powoli dobiega końca. W domu nadal sobie świetnie radzimy ale wyjścia.. wyjścia to inna bajka. Doskonale pamiętam pierwszy raz - to była sobota, niczego nieświadomi poszliśmy na zakupy do supermarketu znajdującego się na naszym osiedlu. Wzięliśmy wózek, żeby Olo się za bardzo nie zmęczył. Weszliśmy do sklepu, Paweł wpadł na pomysł, żeby puścić Ola samopas. Do tej pory trzymał się nas a jak odeszliśmy za daleko nawoływał i biegł za nami. Tym razem Olo jasno przekazał nam, że od tej pory robi wszystko to, na co ma ochotę. Znalazł dział z zabawkami i nie chciał go opuścić. Daliśmy mu chwilę na zabawę po czym oznajmiliśmy, że idziemy dalej. Nie. Daj mi rączkę. Nie. Już się pobawiłeś, teraz idziemy dalej. Nie. Olo chodź do mamy. Nie. Idziemy zobaczyć co jest dalej? Nie. Mama idzie. Papa (autentycznie mi pomachał i robi tak nadal). Schowałam się za rogiem i czekam na skruchę, smutek i poszukiwania mamy. Na próżno mogę czekać - Olo idzie zwiedzać sklep dalej sam. Zaniepokojona wizją porwania albo co gorsza rozbitych słoików z koncentratem pomidorowym pognałam w jego stronę. Chwyciłam go za rączkę i powiedziałam idziemy. Siad płaski na dupie, wielki ryk, krzyk, spazmy. Czekam aż się uspokoi, w międzyczasie ściągam czapkę (a włosy nieumyte) bo robi się gorąco. Czekam. Podchodzi Kobita Ojeeej, a czemu tak płaczesz, mama nie chce kupić zabawki? Najgrzeczniej jak umiałam powiedziałam Proszę nie zwracać na niego uwagi, jemu o to chodzi. Pani niezrażona, albo głucha To może ja Cię wezmę, chodź pójdziesz z panią. Świetny pomysł, proszę Pani, Olo z fazy spazmów przeszedł w egzorcyzmy bo się Pani boi. No nic. Wzięłam go na ręce i próbowałam wsadzić do wózka. Nie wiem czy widzieliście kiedyś kogoś podczas egzorcyzmów, jeśli nie, uwierzcie, ciężko takiego ulokować w wąskim wózku - każda kończyna wykręca się w inną stronę a z ust wydobywa się ogłuszający wrzask. Tu mi strzeliło, tam poszedł szew, pękło żebro ale w końcu przypięłam go pasami i byłam gotowa do wyjścia. Paweł został na zakupach a ja z małym Krzykusiem wyszłam na zewnątrz - tam większa publiczność. Długo trwało zanim Olo przestał się wić i płakać ale nim doszliśmy do domu, wszystko wróciło do normalności. Rybka Dori, wszystko zapomniał, nic się nie stało rodzice, nic się nie stało. Ale stało się. Mama doznała szoku. Na tyle silnego, że przez parę następnych dni BAŁAM się brać go do sklepu. A czego się bałam? Przecież w domu też robi akcje i się nie boję (dobra czasem się boję, że sąsiedzi zadzwonią do opiekę społeczną). Ale właśnie o to chodzi. Bunt sam w sobie nie jest taki zły, jest naturalny, rozwojowy, dzieci go potrzebują a rodzice powinni się z tym pogodzić i nauczyć sobie z nim radzić. Gorzej z "oceną społeczeństwa". Bo ludzie patrzą, po gadają, bo myślą, że krzywdzę dziecko, przecież tak płacze, jakbym go obdzierała ze skóry. Pani Dorota Zawadzka powiedziała kiedyś wyczerpanym rodzicom 2latka "Boicie się co o Was myślą sąsiedzi? Uwierzcie, sąsiedzi albo mieli, albo mają albo będą mieli kiedyś dziecko w okresie buntu". To wszystko jest przejściowe, nie ma co się katować bo jedynie pogorszymy swoje samopoczucie, a dziecko jest jak gąbka - chłonie nasze emocje i oddaje je otoczeniu. Dlatego nie przejmujcie się innymi i pamiętajcie, że to Wy jesteście rodzicami i to od Was, w dużej mierze, zależy na jakiego człowieka wyrośnie Wasz Maluch. Im częściej "dla świętego spokoju" będziecie ulegać, tym trudniej będzie Wam sobie poradzić z kolejnymi wymuszeniami dziecka. Każdy wie, że dziecko, które zna reguły, od którego wymaga się zawsze tego samego, rośnie w poczuciu pewności i bezpieczeństwa. Dziecko nauczone co mu wolno, a na co rodzice się nie zgadzają, łatwiej przyjmuje do wiadomości, że krzykiem, histerią, aferami i zwracaniem na siebie uwagi połowy świata niewiele wskóra.
Uzbrójcie się w cierpliwość, wyrozumiałość, nastawcie się pozytywnie i pamiętajcie - bunt nie ma nic wspólnego ze złym wychowaniem, jest tak samo naturalny jak np. skoki rozwojowe.

Jasne, że nie mam żadnego zdjęcia płaczącego Olka, co dopiero płaczącego w sklepie :)