wtorek, 21 kwietnia 2015

Niezbędnik mamy 20 miesięczniaka.

Napiszę o rzeczach, które pomagają mi przetrwać te "gorsze dni". Moje i jego. Czasem ja nie nadaję się do niczego, czasem on jest marudny i niezdecydowany, czasem łączymy siły i cały dzień to mordęga. Nie będzie to lista "jak wychować dziecko na laureata nagrody Noble'a", będzie bardziej "przeżyć i nie zwariować" dlatego czytajcie z przymrużeniem oka ;)

1. Codzienne spacery. Plac zabaw, 3 razy dziennie. Mama w szaliku, czapce i rękawiczkach trzęsie się na ławce, dziecko w piaskownicy próbuje nasypać piach do wiaderka, co mu się niestety nie udaje bo tak wieje, że piasek już dawno jest w innym województwie. Dlatego od jakiegoś czasu tak bardzo narzekam na pogodę na Instagramie :)

2. Zakupy. Codziennie o 9. Olo kocha wózek. Ale wózek ma być w ciągłym ruchu. Więc jak mama staje w piekarni, żeby kupić bułki (2 minuty Synu!), Olo siedzi w wózku i zależnie od ilości widzów jęczy - albo mama, mamaaaa, maaaaamaaaa, maaaaammma (kto słyszał, ten wie jaki to jęk), albo brummm, brruuuum, bruuum. Osobiście wolę brum, brum :) Jaki mam na niego sposób? Lizak. Im bardziej lepki, tym lepiej (później trzeba jeszcze oblizać łapki). Zwykle po zakupach przechodzimy do punktu 1., czyli placu zabaw, piach + lepkie łapki = same wiecie co :) To prowadzi nas do punktu 3.

3. Brudny? Wrzuć na luz mamo. Moje dziecko zwykle jest brudne. Jest czysty tylko jak idzie spać albo do babci :) Piorę co drugi dzień. Nie prasuję więc jakoś więcej roboty przy tym nie mam :) A dziecko bez stresu odkrywa świat. Olek na placu zabaw ma pełną swobodę, to samo przy jedzeniu. Ubrudzi się? Trudno, jest dzieckiem, to ten moment w życiu, w którym brudna buzia bardziej rozczula widza niż obrzydza :)

4. Stały plan dnia. Każdy nasz dzień wygląda mniej więcej tak samo. Daje poczucie bezpieczeństwa niemowlętom, dzieciom ale także rodzicom. Wiem czego o danej godzinie się spodziewać dzięki czemu mogę sobie zaplanować dzień (wystawne II śniadanko z tvnplayerem planuję na 11, podczas drzemki Ola, wtedy też ogarniam chałupę i przygotowuję półprodukty na obiad)

5. Jak już weszliśmy na temat obiadu. Synek ostatnio wybrzydza. Nie spinam się za bardzo, nie jesteś głodny, nie jedz. Ale czasem JA chcę zjeść w spokoju, a żeby jeść we względnym spokoju, Olo też musi mieć jakieś zajęcie, jakie? Frytki. Miłość przeszła z matki na syna, dla frytek zrobimy wszystko, smakują nawet z ziemi (podobno, relacja Olka i Boba) :) Do tego dochodzą chrupki, paluszki, czekolada, danonki. Samo dobro z natury :)

6. Pozostając przy obiedzie, a raczej przy przygotowywaniu. W kuchni mam szufladę pełną "wszystkiego" - szmatki, ściereczki, gąbeczki, stare buteleczki, pojemniczki i cholera wie co jeszcze (właściwie to Olo bardzo dobrze wie). Mały wie, że tą szufladę może przegrzebywać, wszystko z niej wywalać i tworzyć nowe konstrukcje. Ja w tym czasie spokojnie szatkuje kapustę :)

7. Kredki. Olek chwilę porysuje, później skupia się na zrzucaniu wszystkich kredek. Dlatego im więcej, tym lepiej - dłużej zrzuca, dłużej zbiera :)

8. Bajki. Telewizja do drugiego życia to zło. Powiedziałam to. Ale mi czasem ratuje zdrowie psychiczne. Ostatnio na topie Peppa i Ciekawski George :)

9. Babcia. Masz dość? Dzwoń do babci, cioci, wujka, sąsiadki, pani z mięsnego. Może ktoś go przygarnie :) U nas przynajmniej raz w tygodniu Olo wędruje na parę godzin do babci.


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz