piątek, 24 stycznia 2014

Hu hu ha, nasza zima zła.

Hu, hu, ha, nasza zima zła! Szczypie w nosy, szczypie w dupy :) No i przyszła, pewnie na kilka dni, ale przyszła. Już nie sprzedam kurtki Młodego jako "nieużywana" (kombinezon ma jeszcze metki ;) ). Właśnie ten temat chciałam poruszyć- ubieranie bajtli.
Dlaczego Matki Polki i Babcie (też Polki) mają obsesję na punkcie przegrzewania, gdzie tyle się trąbi o tym, że lepiej żeby dziecku było trochę chłodniej niż żeby miało się zapocić. "Bo jemu jest zimno.." JEMU akurat chyba nigdy nie było zimno, ale ON to inny gatunek ;). Nie zrozumcie mnie źle, nie wystawiam dziecka w samym bodziaku na balkon i nie mówię mu "weź się hartuj, będziesz strongman" ale też nie mamy tu zimy stulecia, żeby robić z dziecka Eskimosa. Jakbyśmy mieli, to nawet bym nie wychodziła z domu, bo też jestem człowiekiem (!) i też nie lubię zimna (akceptuję tylko podczas jazdy na snowboardzie).
Przykład z życia:
Listopad, każdy pamięta jak było ciepło, ale jednak listopad, psychika mamusiek podpowiada im, że powinno być zimno więc bez sprawdzania ubierają dzieci jak na Syberię. Młoda, niedoświadczona mama Milena wchodzi na mamusiowe forum w celu sprawdzenia jak tu ubrać dziecko (to był błąd bo zaczęłam wątpić w swój instynkt macierzyński- chyba za cienko ubieram Olka, jestem złą, złą mamą!). Przeglądam wypowiedzi matek i BAM! "Ja moją Kunię ubieram w domu w rajstopki, skarpetki, body na krótki rękaw, kaftanik i śpioszki (w tym momencie patrzę na Lola- body długi rękaw i jedna skarpetka, ups.) A jak wychodzimy na spacer to zakładam jej czapkę, rękawiczki, kombinezon i gruby kocyk do wózka" Patrzę na kolejne wypowiedzi, wszystkie podobne, wszędzie te kombinezony, rajstopy, rękawiczki i grube koce. Przecież było CIEPŁO. Co ta mama zrobi jak będzie faktycznie mróz, wyjdzie na spacer z piecem przymocowanym do wózka?!

Ogólna zasada ubierania dzieci jest taka:
noworodek- tak jak Ty sama+jedna warstwa.
niemowlę- tak jak Ty sama
dziecko biegające- tak jak Ty sama lub warstwa mniej.

Ja nie do końca kieruję się zasadą "tak jak ja sama" bo zwykle jestem ubrana za lekko i najczęściej jest mi zimno. Robię tak dlatego, że 1. może się nie domyśliłyście, ale jestem fanką hartowania (ostatni raz byłam przeziębiona chyba na początku studiów czyli 5 lat temu). 2. jak wychodzę to owszem, jest mi zimno ale potem się rozgrzewam (bo wózek, bo zakupy, bo schody) :)
Olka ubieram trochę cieplej niż siebie.
Dla przykładu. Dziś w Opolu -6 st. Rajstopki, skarpetki, ciepłe gaciorki, body krótki rękaw, sweterek, czapka, kurta, koc. Cały godzinny spacer kontrolowałam kark Olka i cały czas był ciepły. Ale ciepły suchy, nie ciepły mokry i nie zimny.

Wnioski z dzisiejszego wpisu:
-przyszła zima
-przegrzewanie jest be [klik]
-Milena znowu marudzi


Dziecko po odhibernowaniu :)

Olo skumał, że jest przystojny :)

czwartek, 23 stycznia 2014

Co wkurza mamę z wózkiem

No więc szukałam na necie czegoś podobnego, bo chciałam się pocieszyć, że nie tylko ja jestem marudą i wkurzam się na każdym spacerze. Niestety jedyne, co znalazłam to "Czy Was też wkurzają te kobiety z wózkami w galeriach?". Nosz piii piii piii mać. Nie będę tego nawet komentować bo szkoda marnować drzemkę Młodego. Ale nosz piii mać, to co, matka z dzieckiem ma siedzieć w domu i łazić tylko po lesie?
Ale wracając do głównego tematu. Co mnie wkurza:

-Schody. Wszechobecne schody. Czy to dwa, czy osiem czy dwanaście. Schody z wózkiem i 10kg dzieckiem. I znikąd pomocy przy wnoszeniu czy znoszeniu wózka. Dlatego Mama Milena ma już spore bajcepsy :)

-Windy. Może nie windy, a jedna konkretna winda. Ta w naszym bloku. Malutka, węziutka, wolniutka. Zmieści się do niej wózek, pies i ja. Czasem jeszcze jeden odważny upchnie się na czwartego :) Pozostałe windy są błogosławieństwem bo patrz schody.

-Sklepy. Konkretnie wąskie alejki i jeszcze węższe przejścia do kas. Najczęściej wypowiadanym przeze mnie słowem w sklepie jest "przepraszam", bo zakupy z wózkiem to slalom z licznymi przeszkodami.

-Chodniki. I nie chodzi mi o to, że jeździ się po nich jak po zamarźniętym polu. Chodzi mi o wystające kostki, na których blokuje się przednie kółko i dochodzi do czołowego zderzenia z niewidzialną ścianą. Olo leci na front wózka, ja wbijam sobie rączkę w żołądek a przypadkowi świadkowie zdarzenia już prawie wyciągają telefony z kieszeni, żeby zadzwonić po Opiekę Społeczną, bo znęcam się nad dzieckiem.

-Kupy. Na chodnikach. Psie i nie tylko. Nawet tego nie będę roztrząsać.

-Samochody. Podobnie jak kupy-na chodnikach. Tyle, że zajmują więcej miejsca i trudniej je ominąć.

No, to trochę się uwewnętrzniłam, chyba napiszę książkę pt.: "Windo, ah windo, czemu nie jedziesz?" :)

I taka ciekawostka, czy wiecie, że dzieci odbierane biednym rodzicom są przekazywane rodzinom zastępczym, które dostają na każde dziecko 1000 zł miesięcznie? Pozostawiam to do refleksji.


I wkurza mnie moje dziecię uciekające z maty :)

środa, 22 stycznia 2014

Dzień Babci i Dziadka


Olo pół dnia malował laurkę :) i pokój :D

Wszystkim Babciom i Dziadkom życzę dużo zdrowia, szczęścia, samych pogodnych dni i pociechy z dzieci i wnuków :)

Mamas&Papas

Po narodzinach Olka miałam dwie opcje: albo jechać do rodziców na wieś, albo zostać w Opolu. Wybrałam tą drugą, bo od dziecka byłam typem "ja siama". Paweł wziął kilka dni wolnego, ale kiedy Młody skończył tydzień zostaliśmy sami-Olek, Bob, Pipi, Marzenka i ja :) Wiedziałam, że prędzej czy później będę potrzebowała jakiegoś wspomagacza. Gdy Olo skończył 6 tydzień, a jego drzemki w ciągu dnia były rzadsze i krótsze, postanowiliśmy kupić leżaczek. Wybór padł na leżaczek firmy Mamas&Papas, który od chwili przybycia do naszego domu jest moim przyjacielem :) Bez problemu mogę robić obiad podczas gdy Mały bangla sobie na leżaczku, to samo z poranną toaletą czy sprzątaniem mieszkania- Olo przestawiany jest z kąta w kąt. Oczywiście, jak wszystko, to też mu się z czasem nudzi, ale jest jeszcze mata, łóżeczko i kolana mamy :)
Opis leżaczka:
- wygodne, miękkie siedzisko zagwarantuje wygodę dziecku
- poszycie siedziska można łatwo zdjąć i prać w pralce w temperaturze 40 stopni
- specjalnie wyprofilowana poduszka podtrzymująca główkę dziecka, gwarantuje bezpieczeństwo dla najmłodszych dzieci
- 3 punktowe szelki bezpieczeństwa, wyściełane przyjemnym materiałem
- posiada zdejmowany pałąk z zabawkami ale my go w ogóle nie używaliśmy
- leżaczek posiada wibrację, której też nie używaliśmy, chyba, że Olo sam sobie włączył nóżką
- wymagane baterie 3 X AA
- przeznaczony dla dzieci od urodzenia do 9 kg

No i właśnie ze względu na ten limit wagowy (Olinek waży 10 kg), zaczęłam się rozglądać za kolejnym siedziskiem dla Wielkoluda. Zachęcona leżaczkiem, znowu zajrzałam do oferty Mamas&Papas i znalazłam Baby Snug. 2-etapowe krzesełko.
Opis producenta:
-siedzisko składa się z trzech, niezależnych części - dostosowuje się do wzrostu dziecka
-miękka wkładka kolorystyczna łatwa w demontażu dla lepszego dopasowania dla młodszych dzieci
-dodatkowa tacka łatwa w utrzymaniu w czystości, montowana na "click"
-pierwsze siedzisko Twojego dziecka - zaprojektowane zgodnie z zasadami ergonomii aby dostarczyć dziecku komfort i zapewnić bezpieczeństwo
-siedzisko łatwe w utrzymaniu w czystości, niska waga / 1,7kg / umożliwi przenoszenie i transport
-siedzisko delikatne, miękkie i wygodne, zaprojektowane aby ułatwić dziecku zachowanie odpowiedniej pozycji podczas siedzenia
-dodatkowe, zabezpieczenie w kroku dla większego bezpieczeństwa

2 etapy zastosowania:

Etap 1-szy: siedzisko może być wykorzystane dla dzieci, które samodzielnie mogą utrzymać główkę / od ok.3 - 4 miesiąca /
Etap 2-gi / po demontażu miękkiej wkładki kolorystycznej /: dla dzieci, dla których siedzisko z wkładką jest zbyt małe  / od ok.12 miesiąca /

Do tej pory Olek korzystał z tego krzesełka kilka razy bo chcemy wykończyć leżaczek ;) Ale faktycznie utrzymuje go w odpowiedniej pozycji i widać, że siedzenie w tym krzesełku sprawia mu niezłą frajdę. Sprawdza się przy karmieniu i samodzielnej zabawie bajtla :)

Olo i bajzel w łazience

Olo i bajzel w kuchni :)

Pac pac pac

To już nieaktualne, Olo potrafi już jeść bez brudzenia wszystkiego w koło :)


wtorek, 14 stycznia 2014

Nowe nabytki

Mamas&papas Baby Snug

Zaraz po rozpakowaniu


Jestem leniwa, więc kupiłam Olowi książkę bez literek ;)



Nosidełko ergonomiczne Tula



Zdjęcie w lustrze musi być

Lolo śpi :)

sobota, 11 stycznia 2014

Torba do szpitala, wyprawka dla niemowlaka. What's hot, what's not?

Po pięciu miesiącach po porodzie, postanowiłam zweryfikować co naprawdę przydaje się w szpitalu i przy opiece nad dzieckiem, a co jest zbędne. Poza tym postaram się napisać konkretne produkty i krótko je ocenić.

Co spakować do torby wg szpitala przy ul. Reymonta w Opolu:
dla Matki:
-wygodna nocna bielizna umożliwiająca karmienie piersią (3 sztuki), (faktycznie miałam trzy, jedna do porodu, dwie po porodzie-w jednej z nich spałam, a drugą ubierałam w ciągu dnia :) )
-biustonosz do karmienia piersią (miałam dwa, położna kazała ściągnąć i chodzić "na waleta")
-jasiek przydatny przy karmieniu (nie miałam, nie jestem pewna czy w ogóle by się przydał)
-szlafrok (wzięłam, nie ubrałam ani razu ;) )
-obuwie zmienne oraz klapki pod prysznic (najlepiej wziąć dwa w jednym- szybkoschnące klapki)
-majtki jednorazowe (kupiłam dwie paczki z BabyOno, very sexy, zużyłam chyba 7 sztuk)
-dwie paczki zwykłych jednorazowych pieluch np. Bella, paczka zwykłych podpasek (również BabyOno, polecam, a pod koniec pobytu faktycznie wystarczą podpaski)
-przybory toaletowe, w tym stosowany dotychczas preparat do higieny intymnej (ja kupiłam w Rossmannie te podróżne przybory toaletowe, łącznie ze szczotką do włosów, szczoteczką do zębów i pastą, tak, żeby mieć to spakowane i przed samym wyjściem do szpitala nie pakować jeszcze kosmetyczki)
-dwa ręczniki (kąpielowy i zwykły) (miałam dwa duże i jeden mały, dodatkowo wzięłam jeszcze ręcznik papierowy, uwierzcie, przydaje się bardziej niż ten zwykły ;) )
-papier toaletowy (duzio, duzio, duzio, Paweł codziennie donosił mi rolkę )
-woda mineralna niegazowana 2 litry (to chyba jasne)
-kubek, sztućce (niekoniecznie ;) ja skorzystałam z gościnności szpitala i używałam szpitalnych sztućców i kubeczka)
-rzeczy, bez których nie wyobraża sobie Pani spędzenia czasu w Szpitalu (czyli w moim przypadku telefon i ładowarka :) )

dla Dziecka:
-szpital zabezpiecza bieliznę noworodkową (duża szafa na korytarzu, w której znajdują się ubranka dla dziecka i pieluszki tetrowe)
-jedna paczka jednorazowych pieluch (to też chyba jasne :) )
Dodatkowo: -chusteczki nawilżane
                     -krem do pupy
                     -ubranka na wyjście ze szpitala 

dla Ojca:
-wygodne ubranie na zmianę (Paweł jak przyszedł, tak był ubrany)
-buty na zmianę (klapki) (na sali porodowej faktycznie miał ubrane klapki)
-aparat fotograficzny, kamera – według uznania. (noł, noł, noł pictures please)


To była ta krótsza część, teraz wyprawka dla dzidziusia.
Lista, z której ja korzystałam:

Ubranka:
-śpioszki - najlepiej z zatrzaskami w kroku (miałam, nie użyłam ani razu)
-kaftaniki lub body z krótkim i długim rękawem (nie rozumiem fenomenu tych kaftaników, nie ubrałam Olkowi ani razu tej części garderoby, bo się podwija. Co innego body, podstawa ubioru :) Latem body z krótkim rękawem i skarpetki, zimą- body z długim rękawem i spodnie. Et Voila, dla mnie koniec listy :) a nie, jeszcze pajacyki )
-pajacyki - najwygodniejsze są rozpinane z przodu na całej długości (yup, yup, yup, kochamy pajacyki, zwłaszcza na noc)
-czapeczki bawełniane - wystarczą dwie (wystarczą)
-skarpetki (ze dwie pary, dopiero później zaczynają się brudzić ;) ) 
-rękawiczki bawełniane - chronią buzię noworodka przed zadrapaniami ostrymi paznokietkami (tzw. łapki-niedrapki, dostałam, nie używałam, wystarczy dziecku paznokcie obciąć)
-sweterek - rozpinany z przodu na guziki lub zatrzaski (jakieś bluzy mieliśmy)
-spodenki (dresy lub półśpiochy to mój faworyt, ogrodniczki wyglądają słodko, ale wydaje mi się, że nie są wygodne dla dziecka)
-kombinezon, ciepła czapka i rękawiczki - rodzaj uzależniony od pory roku, latem całkowicie zbędny (Olo urodził się latem. A co do kombinezonu, to kupiliśmy, na szczęście nie odcięłam metek, bo jak widać zimy ni ma)

Akcesoria:
-łóżeczko (120x60, trzy poziomy regulacji wysokości materacyka, wyjmowane szczebelki i szuflada, w której znajdują się rzeczy, które nie powinny się znajdować w szufladzie łóżeczka dziecięcego)
-materac (gryczano-kokosowy)
-komoda z przewijakiem lub sam przewijak (kupiliśmy komodę z przewijakiem, z przewijaka Młody wyrósł, on ma tendencję do szybkiego wyrastania z rzeczy, mimo to nadal używamy, duża wygoda)
-wózek - polecamy "3 w 1" + wyposażenie (torba podręczna, folia przeciwdeszczowa, moskitiera, śpiwór) (już pisałam, że mamy Mutsy, torba-check, folia-check [używana 1, słownie raz], moskitiera- ni ma, śpiwór jest, ale podobnie jak kombinezon-raczej go nie użyjemy)
-fotelik samochodowy gr. 0 (Maxi Cosi Citi Cerwony)
-nosidełko lub chusta (nosidełko kupiliśmy dopiero tydzień temu, ergonomiczne Tula, za jakiś czas napiszę recenzję)
-elektroniczna niania - przydatna, gdy masz duży dom lub maluszek będzie spał w innym pokoju (śpi w innym pokoju, dzieli nas korytarz, i tak niani nie potrzebuję, mama czuwa, a dziecko nie budzi się w nocy. Jest też aplikacja na telefony z Androidem, wystarczy ją zainstalować, wybrać numer, na który ma dzwonić, ustawić wrażliwość na dźwięk i zostawić w pokoju dziecka. W razie płaczu aplikacja zadzwoni na wskazany numer)
-monitor oddechu - kontroluje oddech dziecka dzięki czujnikom umieszczonym pod materacem. Sygnalizuje alarmem dźwiękowym każdy bezdech, trwający dłużej niż 15 sekund (jeżeli dziecko jest w grupie ryzyka wystąpienia SIDS [klik] to polecam)
-wanienka (koniecznie ta większa, koniecznie ze stelażem)
-fotelik kąpielowy bądź mata antypoślizgowa (wystarczy pieluszka tetrowa na dnie wanienki i silne dłonie taty)
-termometr kąpielowy do wanienki (na początku się przydawał, teraz robimy to "na czuja")
-myjka (czyt. ręka ;) )
-smoczek uspakajający 0+ (smoczki mamy z Aventu, bardzo polecam)
-szczotka do włosów z miękkim włosiem (jeśli się nie mylę, to mamy z Canpolu)
-nożyczki z zaokrąglonymi końcówkami (do rączek używamy nożyczek, do stópek obcinaczek)
-leżaczek (Mamas&papas, recenzja wkrótce) 

Karmienie butelką:
-sterylizator do butelek (lub garnek z wrzącą wodą)
-podgrzewacz do butelek (lub czajnik z przegotowaną ciepłą wodą)
-szczotka do mycia butelek (lub gąbeczka)
-butelki - 3 sztuki po 125ml (na początku używaliśmy antykolkowych z MAMbaby, po 3 miesiącu przeszliśmy na NUKa, ze smoczkami FirstChoice)
-smoczki do butelek
-termoopakowanie do butelek (póki co nie mam. Kupiłam za to termos, do którego w razie dłuższego wyjścia/wyjazdu, wlewam gorącą wodę)

Tekstylia:
-ręcznik z kapturem - 2 sztuki (im większe tym lepsze. I dwie sztuki to chyba jednak za mało, zwłaszcza przy chłopcu ;) )
-podkłady do przewijania - przydatne wszędzie tam, gdzie nie ma przewijaka (do torby od wózka mieliśmy dołączony przenośny przewijak z ceratką)
-pieluchy tetrowe - ich ilość uzależniona jest od funkcji, jaką mają pełnić. Jeśli będziemy ich używać zamiast pampersów, potrzebnych będzie ok. 50 sztuk, jeśli nie - wystarczy 10 (nie używam ich zamiast pampersów ale do tej pory kupiłam już jakieś 20 sztuk)
-pieluchy flanelowe - 10 sztuk (flanelek mamy chyba 7, też bardzo przydatne-latem do przykrywania, zimą do położenia na przewijak czy do wózka)
-rożek (Olo urodził się latem, rożka nie było. Był "otulaczek" ale też nie używany)
-kocyk gruby i cienki (gruby z minky, użyty może 3 razy ale jest śliczny :) cienki z BabyOno, dwustronny)
-kołderka - najlepiej antyalergiczna, nie z pierza! (kołderka jest, antyalergiczna też, nieużywana)
-prześcieradło z gumką - 2 sztuki (albo 4 ;) )
-komplet pościeli - 2 sztuki (nieużywane)

Pielęgnacja:
-pieluchy jednorazowe lub ekologiczne (na początku, chyba jak każdy świeżo upieczony rodzic, używaliśmy Pampersów, teraz używamy pieluszek Dada i są super)
-chusteczki nawilżające (przez pierwszy miesiąc Bambino, ale przeszliśmy na zielone Dady)
-krem przeciw odparzeniom (Linomag)
-waciki i patyczki higieniczne (waciki te duże, patyczki-dzwonki)
-delikatne mydełko lub płyn do kąpieli dla niemowląt (Nivea, wbrew legendom, nie uczula)
-oliwka lub mleczko pielęgnacyjne dla niemowląt (nie oliwkuję Małego, wlewam tylko parę kropel do kąpieli)
-proszek lub płyn do prania dziecięcych ubranek i tekstyliów (prałam w Loveli tylko przez pierwszy miesiąc)
-sterylne gaziki (do oczu?)
-sól fizjologiczna (do noska i oczek)
-termometr - polecamy taki, który szybko mierzy temperaturę - do ucha lub czoła, albo termometr bezdotykowy (mamy zwykły elektroniczny i też zdaje egzamin)
-aspirator frida lub tradycyjna gruszka (tradycyjna gruszka, nie wiem czy robiłam to źle czy jak ale Frida nie radziła sobie z noskiem Ola)
-izotoniczny roztwór wody morskiej - do pielęgnacji nosa (proponuję sobie psiknąć takim izotonicznym roztworem wody morskiej i powiedzieć czy to przyjemne. Używamy soli fizjologicznej)

Uff.. KONIEC. Idę się kąpać. 


Dobranoc :)






czwartek, 9 stycznia 2014

Pierwsza "legalna" marchewka :)

Jako, że wszyscy chwalą się, kiedy ich dziecko pierwszy raz dostanie coś innego niż mleczko, my też postanowiliśmy pokazać, że Olo w ogóle nie potrafi jeść :)





wtorek, 7 stycznia 2014

Czy mogę zjeść Twojego nosa? Pies i dziecko.

Kiedy dowiedzieliśmy się, że będziemy mieli dziecko, spojrzeliśmy na naszego 5-miesięcznego labradora i zgodnie stwierdziliśmy "przecież on go zabije". Nie mogliśmy się bardziej mylić. Bob przez całą ciążę był wobec mnie bardzo delikatny, skakał na wszystkich oprócz mnie, nie szarpał na spacerach, a kiedy Paweł wychodził gdzieś wieczorem, Bobo pilnował żebym miała ciepło w łóżku ;)
Jak trafiłam na porodówkę i położna powiedziała, że mogę zadzwonić po narzeczonego, to najpierw zadzwoniłam do taty, żeby poinformować go, że może przyjechać po Boba.
8 rano
-Tato, przyjedziesz po Boba bo ja jestem w szpitalu i nie wiem ile mi zejdzie..
-(zaspanym głosem) Co?
-No po Boba, na kolonie, bo jestem w szpitalu, zaraz Paweł przyjdzie, nie wiem ile nam zejdzie, a nie chcę żeby siedział sam..
- W szpitalu?!
-No, od 3 jestem.
-To czemu nie dzwoniłaś?! Już jadę, już wstaję, ubieram się i jadę. Jak się czujesz? Boli? Dzwoń jak będziesz mogła! 
Mniej więcej tak to wyglądało. 
Tak więc Bob na czas mojego pobytu w szpitalu był na wsi u moich rodziców. Mi serce pękało z tęsknoty, on szalał po łąkach :) 2 dni po powrocie ze szpitala rodzice przyjechali z wizytą. Poprosiłam ich żeby wzięli ze sobą Boba, żeby zaczął się oswajać z nowym członkiem rodziny, poza tym myślałam, że dobrze mi to zrobi, bo złapał mnie baby blues, a Bobi to moje oczko w głowie i poprawiacz humoru. Oczywiście kiedy go zobaczyłam, rozpłakałam się i długo nie mogłam się uspokoić. Ale wracając do tematu "Pies i dziecko". Bob jak zobaczył w łóżeczku małego człowieczka, tak zaczął machać ogonem, że myśleliśmy, że odleci. Skakał i cieszył się jakby zobaczył nową zabawkę, a kiedy wzięłam Ola na ręce zaczął go obwąchiwać i próbował go polizać. Po kilku dniach Bobo wrócił do domu na stałe i od tamtej pory nie odstępuje nas na krok. Kiedy około 7:30 usłyszy, że Młody się budzi, to też wyskakuje ze swojego koszyka i biegnie do naszego pokoju nas obudzić. Później kiedy Paweł wychodzi do pracy Olo i Bobo towarzyszą mi w kuchni, łazience i gdzie tylko się da (ogólnie Bobo wyznaje zasadę "im ciaśniej, tym weselej").O 14 idziemy sobie w trójkę na spacer, a koło 19 spędzamy czas już w czwórkę. Od pewnego czasu Olek łapie Boba za różne części ciała, dziś posunął się o krok dalej - złapał go za ucho i pysk i przyciągnął do siebie, otwierając przy tym usta. Na szczęście mama i tata w porę zareagowali bo Bob został by bez nosa- Olo chciał go zjeść! :) Co do Bobofruta, to ten jest fetyszystą skarpetek, jak Olo siedzi na leżaczku bez skarpetki, to wiem gdzie jej szukać ;)
Posiadanie równocześnie rocznego labradora i kilkumiesięcznego dziecka jest często męczące i potrafi nieźle wkurzyć, ale jednocześnie przynosi tyle śmiechu i zabawy, że gdybym miała coś zmienić w naszej rodzince, nie zmieniłabym nic. No, może sobie odjęłabym parę kilogramów ;)

A Olo mnie dziś pozytywnie zaskoczył. Od urodzenia zasypia sam, żadnego kołysania, bujania, śpiewania. Butla, odbicie, smoczek bam! do buzi, kaczka pod pachę, przykrywamy, wychodzimy, dobranoc. Tylko zawsze jak ten nieszczęsny smoczek wypadł przed jego zaśnięciem, musiałam wracać i mu go wkładać. Dzisiaj jak położyłam go do łóżeczka, smoczek wypluł od razu, przekręcił się, żeby na mnie spojrzeć i powiedział z uśmiechem krótkie "ga". Myślę "No nie, wzięło mu się na gadanie, nie zaśnie". Dałam smoka i wyszłam, stwierdziłam, że wrócę jak zacznie marudzić. Ale nie zaczął pogadał z 5minut i nagle ucichł, weszłam sprawdzić co wsuwa skoro go nie słychać, a on już smacznie spał, bez smoczka :) Znowu nauczyłam się czegoś nowego o moim złotym dziecku :)

20-dniowy Olek i Bob

I love youuu

Play time

Najwięksi w miocie ;)



piątek, 3 stycznia 2014

Gryzak Cooler MAM baby

Producent pisze:
-łagodzi ból towarzyszący wyżynaniu się zębów
-wyjątkowa konstrukcja
-ortodontyczny kształt
-atrakcyjny design
-specjalne zagłębienia w uchwycie ułatwiające dziecku trzymanie
-prosty w użyciu
-po schłodzeniu utrzymuje niską temperaturę przez bardzo długi czas
-trzy różne powierzchnie do gryzienia.

Mama pisze: Lolkowi gryzaczek rzeczywiście przypadł do gustu. Wygodnie trzyma mu się go w rączce, wkłada do buzi schłodzone części i gaworzy przy tym nieustannie. Wniosek z tego taki, że najprawdopodobniej koi swędzące dziąsełka. Wobec tego, uważam, że warto skusić się na ten gryzak. To nie pierwszy nasz produkt firmy MAM baby, Olo jak wiadomo jest na butli, naszą pierwszą (i jedyną przez długi czas) butelką była butelka MAM Anti-colic, która ma zawór w dnie odprowadzający powietrze. Nie wiem czy to dzięki tej butelce, czy Olo po prostu miał na tyle dojrzały układ pokarmowy, ale nigdy nie miałam do czynienia z kolką. Naprawdę. Nie wiem co to jest, słyszałam tylko legendy ;) Dlatego jak Narybek płacze mi przez godzinę ze zmęczenia (średnio raz na 2 miesiące, w sumie zdarzyło się to 3 razy ;p), to kiedy w końcu usypia, ja chodzę cała roztrzęsiona i w szoku, że w ogóle co to było? Tak więc nie jestem przyzwyczajona do płaczu mojego hipcia i współczuję wszystkim mamom kolkowych dzieci.
Butla

Om nom nom

Nom nom

Olo mówi, że jest spoko ;)

Olo Głodzilla

Czy jest możliwe, żeby jako pierwszy ząbek wyżynała się górna jedynka? Lolek na potęgę ślini się już od ponad miesiąca ale od tygodnia jest marudny, gorzej śpi i WSZYSTKO co złapie w łapki, ląduje w jego paszczy. Idę zaraz do paczkomatu odebrać gryzaczek z MAM, zobaczymy czy przypadnie do gustu Głodzilli :)



Niszczyciel okien :)

czwartek, 2 stycznia 2014

Nie taki szpital straszny, jak go malują.

Pierwszy raz do czynienia ze szpitalem na ul. Reymonta w Opolu miałam w 25 tygodniu ciąży, gdy po 2 dniach zapalenia pęcherza, zaczęły mnie boleć nerki. Kiedy o 3 w nocy obudził mnie silny ból w dole pleców, stwierdziłam, że nie ma na co czekać, obudziłam Pawła i pojechaliśmy do szpitala. Na izbie przyjęć ledwo zdążyłam powiedzieć co mnie sprowadza, a pani pielęgniarka już przygotowywała mnie do przyjęcia na oddział patologii ciąży. Kiedy tam dotarłam, zostałam oprowadzona po oddziale i poinformowana o tym, jak wygląda tu życie ciężarnych :) Na oddziale patologii ciąży jest 40 łóżek w salach jedno- dwu- i trzyosobowych, ja trafiłam do tej dwuosobowej. W każdej sali jest umywalka i lustro, a dwie w pełni wyposażone łazienki są na korytarzu. Jest także kącik dla odwiedzających i dwa punkty dostępu do Internetu (Hot Spoty).
W szpitalu zrobiono mi badania i stwierdzono urosepsę. Dostałam antybiotyk i po licznych prośbach 6 dnia wypuszczono mnie do domu, byłam taka happy, że spakowałam torbę, zostawiłam u położnych i poszłam do domu pieszo (mieszkaliśmy wtedy jakieś 400m od szpitala) :) Ogólnie mój pobyt w tym szpitalu oceniam bardzo pozytywnie, mimo, że złościłam się przy każdym obchodzie bo jeden lekarz mówił, że "już jutro może pani wyjść" a drugi, następnego dnia mówił "no chyba pani oszalała". Ale opieka nad pacjentkami jest wzorowa, trzy razy dziennie sprawdzane jest tętno płodu, obmacywanie brzuszka, częste pytania o samopoczucie, pilnowanie czy zjadłyśmy- jednym słowem jak u mamy ;p Przy okazji tej wizyty dowiedziałam się, że nasz Bąbel waży już 1200g :) Jeśli chodzi o położne to przez cały mój pobyt zdarzyła się tylko jedna, która miała "wojskowe" podejście do pacjentek. Reszta-kochana :) Byłam mile zaskoczona bo jednak w Polsce wiele złego mówi się o personelu szpitalnym, ale położne na Reymonta wykonują swój zawód z poświęceniem, empatią i uśmiechem na twarzy.
Mój drugi pobyt w szpitalu przypadł na 39 tydzień ciąży, kiedy to po licznych próbach wykurzenia Lolka z brzucha (wg ostatniego USG ważył już 4100g.), w końcu zaczęło mnie coś boleć. Tradycyjnie ból obudził mnie o 3 w nocy, wykąpałam się, ubrałam i poszłam budzić Pawła.
-To już? 
-Nie wiem, no chyba.
-Jak nie wiesz?
-No nie wiem, pierwszy raz rodzę
-No, ale już?
-No, boli jak cholera, to chyba już
Stwierdziliśmy, że nie zaszkodzi przejść się do szpitala, a spacer dodatkowo przyśpieszy akcję porodową (jeśli ta faktycznie się zaczęła). No ale- deszcz :) Wsiedliśmy w samochód i przejechaliśmy te 400 metrów :) Na izbie okazało się, że mam tylko 2cm rozwarcia, ale regularne skurcze więc trafiłam na salę przedporodową na Bloku Porodowym. Znowu miła pani położna oprowadziła mnie po bloku. Znajdują się tam dwie sale przedporodowe i trzy pojedyncze sale porodowe. Kiedy o 6 szłam na jedną z nich mogłam sobie wybrać, którą chcę bo byłam jedyną rodzącą naturalnie. Zadzwoniłam do Pawła, że może już przyjść potowarzyszyć mi w cierpieniu :) Nie będę się tu rozpisywała o bólu, bo każda mama wie, że poród niewyobrażalnie boli, a ja nie mam na celu straszenia tych przyszłych mam, które może to czytają. Ten wpis jest o szpitalu, poród jest tylko dodatkiem (ale uwierzcie, bolało). Mogłam korzystać z piłki, drabinek, prysznica i gazu, ale niestety nic nie przynosiło ulgi (miałam bóle krzyżowe). Co jakiś czas podłączano mnie pod ktg a przy 7cm zabrano mnie na USG, żeby sprawdzić wagę Młodego, bo w kartę ciąży miałam wpisane te 4100g. Podczas USG modliłam się, żeby było 4200 bo ponoć wtedy jest już wskazane CC, a tu bęc 3800g :) No cóż, pocierpię teraz, będę cierpieć krócej po porodzie :) Po USG wróciłam na salę porodową, przebito pęcherz płodowy i później poszło jak z górki. Czary mary, Olo is out :) Na powitanie dostał 10 punktów w skali Apgar. Pawłowi po przecięciu pępowiny kazałam iść pilnować, "żeby nie podmienili" :) Po porodzie jeszcze przez jakiś czas leżeliśmy sobie razem (Paweł stał ;p) na sali porodowej a później windą podjechaliśmy wyżej na Oddział Położniczy. Tym razem nikt mnie nie oprowadził, ale jak doszłam do siebie to sama zrobiłam sobie tour de oddział. Jest tam 20 sal jedno i dwuosobowych. Każda wyposażona jest w łazienkę i kącik do przewijania Malucha. Do dyspozycji mam jest wielka szafa na korytarzu, w której znajdują się ubranka dla dzieci. Codziennie wymieniane są pieluszki tetrowe znajdujące się w szafkach w pokojach, a o wymianę pościeli należy poprosić na dyżurce. Lolek od początku był ze mną na sali, wzięli go tylko na szybkie mycie i badanie krwi zaraz po porodzie (przy wadze 4kg i więcej profilaktycznie sprawdza się poziom cukru), ja wykorzystałam ten moment i pod opieką Pawła też poszłam pod prysznic. W szpitalu byliśmy standardowe 3 dni, wypis przebiegł szybko i sprawnie.
I znowu- pobyt w tym szpitalu, na obu oddziałach oceniam naprawdę bardzo pozytywnie. W każdej sytuacji można liczyć na pomoc położnych, a opieka przed, w trakcie i po porodzie jest jak najbardziej profesjonalna a jednocześnie dostosowana do potrzeb pacjentki. Wiem, że wiele złego można wyczytać na temat tego szpitala, ale ja będę go bronić za każdym razem gdy usłyszę o nim złe słowo. Ja zostałam potraktowana bardzo dobrze, położne w tym szpitalu to skarb i gdybym dalej po prawie 5 miesiącach nie pamiętała o tym nieszczęsnym bólu to na pewno kolejne dziecko rodziłabym własnie na Reymonta. Ale Olo chce być jedynakiem :)

Brr.. zimno

środa, 1 stycznia 2014

Dziadek nie może być chrzestnym

Kiedy szliśmy na plebanię prosić księdza o chrzest święty dla Aleksandra, wiedziałam, że będzie problem z tym, że nie mamy ślubu.. Jednak nigdy nie spodziewałabym się, że ksiądz nie będzie chciał dopuścić mojego kandydata na ojca chrzestnego. Ale zacznijmy od początku.

Runda 1- Ojciec chrzestny
Na pierwszym spotkaniu przyjął nas młody wikary (proboszcz był na wyjeździe). Rozmowa przebiegała w miłej i luźnej atmosferze, ustaliliśmy datę na 28.12 po mszy świętej o 10. Kiedy przeszliśmy do rozmowy o chrzestnych, wikary powiedział, że musi zadzwonić i zapytać bo nie wie czy to jest zgodne z prawem kanonicznym. Ale co ma być zgodne z prawem kanonicznym? Otóż chrzestnym Olka miał zostać mój tata czyli jego dziadek, ponieważ mój brat jest osobą niewierzącą, a chciałam żeby było fifty-fifty ;) Chrzestna-siostra Pawła, chrzestny-mężczyzna z mojej strony. A, że mam tylko jednego brata i tatę, to oczywiste, że wybrałam tatę (poza tym mój tata, to nie tylko mój tata, to też mój przyjaciel).
No ale wracając- wikary miał się dowiedzieć czy to jest dopuszczalne i przedzwonić do nas z odpowiedzią. Telefonu od wikarego nie było dlatego tydzień później znowu udaliśmy się na plebanię. Tym razem zastaliśmy proboszcza- bardzo nieprzyjemny typ człowieka. Kiedy usłyszał o chrzestnym, rzucił tytułowe "Dziadek nie może być chrzestnym", a dlaczego? Dlatego, że "dziadek to dziadek". Czyli dziadek pełni funkcję dziadka i nikogo więcej, za to wujek, który jest wujkiem może pełnić funkcję wujka i chrzestnego. Słowa proboszcza przestawiły mnie z trybu "pamiętaj Milena, to jest ksiądz, należy mu się szacunek" na tryb "atak". Atmosfera robiła się coraz cięższa bo on swoje a ja swoje (Paweł w ramach uspokajania kopał mnie pod biurkiem).
-Dziadek nie zajmie się dzieckiem po śmierci rodziców - Dziadek ma 45 lat (no ok, może ze dwa więcej, ale dla mnie zawsze będzie dziarskim 45-latkiem ;))
-Weźcie jakiegoś kolegę - Chcemy kogoś, kto będzie uczestniczył w życiu dziecka.
-To weźcie tylko z jednej strony, przy kolejnym dziecku weźmiecie z drugiej - Chcemy z obu (poza tym, nawet jeśli będzie kolejne dziecko, to skąd nagle wezmę nie jednego, a parę rodziców chrzestnych?)
-No to niech będzie tylko matka chrzestna, bez ojca chrzestnego. - (?!?) Chcemy oboje
-Muszę zadzwonić
Wyszedł, zadzwonił do Świętego Piotra, wrócił.. No, dziadek może być chrzestnym.
Uśmiech satysfakcji próbował zburzyć moją kamienną twarz więc dałam za wygraną i uśmiechnęłam się półgębkiem- przecież nie przyszłam na to spotkanie nieprzygotowana, pytałam wujka google, nie ma przeciwwskazań do tego, żeby dziadek był ojcem chrzestnym, jest to może rzadko spotykane, ale nie zakazane.

Runda 2- nauki przedchrzcielne.
-No, ale u nas już były, szukajcie innej parafii i dostarczcie mi zaświadczenia.
Znaleźliśmy inną parafię, termin 20.12 godzina 19:15- idealna dla niemowlaka. Wsadziliśmy Młodego w samochód i brum pod kościół. Na miejscu okazało się, że to jednak nie ten kościół, że to ten pół kilometra obok. No to w ramach spacero-joggingu poszliśmy pieszo. Po drodze złapał nas deszcz więc na miejsce dotarliśmy przemoknięci, spóźnieni i w dodatku bez ślubu ;) Ksiądz godzinę poopowiadał o symbolice chrztu w średniowieczu, aż w końcu się zlitował i ogłosił koniec nauk. Ja zaczęłam ubierać Młodego a Paweł poszedł po zaświadczenie. Powiedział, że w naszej parafii już były nauki, dlatego przyszliśmy do tej.
-Noł problemo, panie tato, proszę imię i nazwisko
-Paweł Sz.
- A żona?
-KONKUBINA hehehe
Ja, burak, myślę "No super, wzięło go na żarty, mógł powiedzieć narzeczona, godzinę siedzieliśmy mokrzy a i tak wyjdziemy bez zaświadczenia"
-To może Wam nie chcieli udzielić nauk bo nie macie ślubu, jak jest już dziecko to wypadałoby się pobrać, nie musi to być zaraz ślub na 200 osób, może być skromnie.
Aha, okej, to ja nie wiedziałam, że tak można.. dawaj karteczkę, dziecko chce spać.
W końcu wypisał nam to oświadczenie i wysłał w dalszą drogę z błogosławieństwem.

Finał- Chrzciny
Później poszło już jak po maśle. Msza- Olo pół przespał, drugie pół śpiewał kolędy. Po mszy sakrament chrztu, 10 minut trzymania tego klocka na rękach i zakwasy na tydzień gwarantowane. Po kościele szybkie tankowanie mleczkiem i obiad (dla niektórych śniadanio-obiad) w pobliskiej restauracji. Cały dzień zaliczam do udanych, Lutek był aniołkiem, obyło się bez większych wpadek, chociaż czułam się trochę niepewnie w tej nowej dla nas sytuacji, ale spokojnie, nabierzemy wprawy, w końcu za 7 miesięcy czeka nas roczek :)

A jednak dziadek został chrzestnym, nic nie wybuchło, świat się nie skończył i wcale nie bolało ;)