czwartek, 2 stycznia 2014

Nie taki szpital straszny, jak go malują.

Pierwszy raz do czynienia ze szpitalem na ul. Reymonta w Opolu miałam w 25 tygodniu ciąży, gdy po 2 dniach zapalenia pęcherza, zaczęły mnie boleć nerki. Kiedy o 3 w nocy obudził mnie silny ból w dole pleców, stwierdziłam, że nie ma na co czekać, obudziłam Pawła i pojechaliśmy do szpitala. Na izbie przyjęć ledwo zdążyłam powiedzieć co mnie sprowadza, a pani pielęgniarka już przygotowywała mnie do przyjęcia na oddział patologii ciąży. Kiedy tam dotarłam, zostałam oprowadzona po oddziale i poinformowana o tym, jak wygląda tu życie ciężarnych :) Na oddziale patologii ciąży jest 40 łóżek w salach jedno- dwu- i trzyosobowych, ja trafiłam do tej dwuosobowej. W każdej sali jest umywalka i lustro, a dwie w pełni wyposażone łazienki są na korytarzu. Jest także kącik dla odwiedzających i dwa punkty dostępu do Internetu (Hot Spoty).
W szpitalu zrobiono mi badania i stwierdzono urosepsę. Dostałam antybiotyk i po licznych prośbach 6 dnia wypuszczono mnie do domu, byłam taka happy, że spakowałam torbę, zostawiłam u położnych i poszłam do domu pieszo (mieszkaliśmy wtedy jakieś 400m od szpitala) :) Ogólnie mój pobyt w tym szpitalu oceniam bardzo pozytywnie, mimo, że złościłam się przy każdym obchodzie bo jeden lekarz mówił, że "już jutro może pani wyjść" a drugi, następnego dnia mówił "no chyba pani oszalała". Ale opieka nad pacjentkami jest wzorowa, trzy razy dziennie sprawdzane jest tętno płodu, obmacywanie brzuszka, częste pytania o samopoczucie, pilnowanie czy zjadłyśmy- jednym słowem jak u mamy ;p Przy okazji tej wizyty dowiedziałam się, że nasz Bąbel waży już 1200g :) Jeśli chodzi o położne to przez cały mój pobyt zdarzyła się tylko jedna, która miała "wojskowe" podejście do pacjentek. Reszta-kochana :) Byłam mile zaskoczona bo jednak w Polsce wiele złego mówi się o personelu szpitalnym, ale położne na Reymonta wykonują swój zawód z poświęceniem, empatią i uśmiechem na twarzy.
Mój drugi pobyt w szpitalu przypadł na 39 tydzień ciąży, kiedy to po licznych próbach wykurzenia Lolka z brzucha (wg ostatniego USG ważył już 4100g.), w końcu zaczęło mnie coś boleć. Tradycyjnie ból obudził mnie o 3 w nocy, wykąpałam się, ubrałam i poszłam budzić Pawła.
-To już? 
-Nie wiem, no chyba.
-Jak nie wiesz?
-No nie wiem, pierwszy raz rodzę
-No, ale już?
-No, boli jak cholera, to chyba już
Stwierdziliśmy, że nie zaszkodzi przejść się do szpitala, a spacer dodatkowo przyśpieszy akcję porodową (jeśli ta faktycznie się zaczęła). No ale- deszcz :) Wsiedliśmy w samochód i przejechaliśmy te 400 metrów :) Na izbie okazało się, że mam tylko 2cm rozwarcia, ale regularne skurcze więc trafiłam na salę przedporodową na Bloku Porodowym. Znowu miła pani położna oprowadziła mnie po bloku. Znajdują się tam dwie sale przedporodowe i trzy pojedyncze sale porodowe. Kiedy o 6 szłam na jedną z nich mogłam sobie wybrać, którą chcę bo byłam jedyną rodzącą naturalnie. Zadzwoniłam do Pawła, że może już przyjść potowarzyszyć mi w cierpieniu :) Nie będę się tu rozpisywała o bólu, bo każda mama wie, że poród niewyobrażalnie boli, a ja nie mam na celu straszenia tych przyszłych mam, które może to czytają. Ten wpis jest o szpitalu, poród jest tylko dodatkiem (ale uwierzcie, bolało). Mogłam korzystać z piłki, drabinek, prysznica i gazu, ale niestety nic nie przynosiło ulgi (miałam bóle krzyżowe). Co jakiś czas podłączano mnie pod ktg a przy 7cm zabrano mnie na USG, żeby sprawdzić wagę Młodego, bo w kartę ciąży miałam wpisane te 4100g. Podczas USG modliłam się, żeby było 4200 bo ponoć wtedy jest już wskazane CC, a tu bęc 3800g :) No cóż, pocierpię teraz, będę cierpieć krócej po porodzie :) Po USG wróciłam na salę porodową, przebito pęcherz płodowy i później poszło jak z górki. Czary mary, Olo is out :) Na powitanie dostał 10 punktów w skali Apgar. Pawłowi po przecięciu pępowiny kazałam iść pilnować, "żeby nie podmienili" :) Po porodzie jeszcze przez jakiś czas leżeliśmy sobie razem (Paweł stał ;p) na sali porodowej a później windą podjechaliśmy wyżej na Oddział Położniczy. Tym razem nikt mnie nie oprowadził, ale jak doszłam do siebie to sama zrobiłam sobie tour de oddział. Jest tam 20 sal jedno i dwuosobowych. Każda wyposażona jest w łazienkę i kącik do przewijania Malucha. Do dyspozycji mam jest wielka szafa na korytarzu, w której znajdują się ubranka dla dzieci. Codziennie wymieniane są pieluszki tetrowe znajdujące się w szafkach w pokojach, a o wymianę pościeli należy poprosić na dyżurce. Lolek od początku był ze mną na sali, wzięli go tylko na szybkie mycie i badanie krwi zaraz po porodzie (przy wadze 4kg i więcej profilaktycznie sprawdza się poziom cukru), ja wykorzystałam ten moment i pod opieką Pawła też poszłam pod prysznic. W szpitalu byliśmy standardowe 3 dni, wypis przebiegł szybko i sprawnie.
I znowu- pobyt w tym szpitalu, na obu oddziałach oceniam naprawdę bardzo pozytywnie. W każdej sytuacji można liczyć na pomoc położnych, a opieka przed, w trakcie i po porodzie jest jak najbardziej profesjonalna a jednocześnie dostosowana do potrzeb pacjentki. Wiem, że wiele złego można wyczytać na temat tego szpitala, ale ja będę go bronić za każdym razem gdy usłyszę o nim złe słowo. Ja zostałam potraktowana bardzo dobrze, położne w tym szpitalu to skarb i gdybym dalej po prawie 5 miesiącach nie pamiętała o tym nieszczęsnym bólu to na pewno kolejne dziecko rodziłabym własnie na Reymonta. Ale Olo chce być jedynakiem :)

Brr.. zimno

5 komentarzy :

  1. Ja moje porody wspominam bardzo dobrze. Z pierwszym synem dojechałam do szpitala z 9cm rozwarciem. Z wywiadu przeporodowego znążyłam tylko powiedzieć jak na imię ma ojciec dziecka i że w rodiznie jest muikowiscydoza, potem pędem pojechałam na poród. Z drugim synem było dłuzej ale tez milo. Polozna zapytała czy mam plan porodu, była mila studentka, no nie mam na co narzekac.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdroszczę szybkiego porodu, chociaż z perspektywy czasu mój nie był taki zły. Boli mnie tylko jak cały czas ktoś oczernia ten szpital, wiadomo, że nie jest idealnie ale chyba nigdzie nie jest, a jak ktoś chce, to zawsze znajdzie jakieś uchybienie.

      Usuń
    2. Ja tez jestem zadowolona ze szpitala. Zastanawiałam sie nad Strzelcami, ale kolezanka która jest położną w Opolu zapytała mnie jedno: co jest dla Ciebie wazniejsze, Twoja wygoda ( ponoc w Strzelcach jest łatwiej i przyjemniej;) ) czy zdrowie dziecka. Odpowiedz była jednoznaczna. W Strzelcach nie mają oddziału patologii noworodka, gdyby takowa była potrzebna ( oczywiscie nie zakładałam tego) ale w takich przypadkach liczą sie minuty, a nawet sekundy. To wystarczyło do podjęcia decyzji. Matka się przemeczy jakoś te kilka dni, a najważniejsze aby z Maluszkiem było wszystko ok.

      Usuń
    3. Kierowałam się tym samym. Po tym co wydarzyło się u państwa Bonków byłam przerażona porodem w Opolu i myślałam o Krapkowicach. Ale potem pomyślałam o tym, co Ty - co jak Mały będzie potrzebował natychmiastowej pomocy? Schowałam strach w kieszeń i wybrałam Opole.

      Usuń
  2. Prywatna służba zdrowia stoi na naprawdę wysokim poziomie. Ja coraz rzadziej leczę się na NFZ

    OdpowiedzUsuń