poniedziałek, 24 listopada 2014

Uff jak gorąco. Gorączka u małego dziecka

Mamy jesień. To widać - od paru dni za oknem, od kilku tygodni podczas spotów reklamowych i niekończących się nazw leków, które w 15 minut postawią Cię na nogi.
Olo poprzednią jesień, zimę, wiosnę i lato przetrwał bezchorobowo ;) Raz czy dwa trafił mu się bąbelkowy nosek - czyli katar od zębów. Nie miewał też gorączki, zaczęłam nawet myśleć, że taka ze mnie sierota, że on czasem ma tą gorączkę a ja nie czuję więc nawet o tym nie wiem. Ale DZIŚ. Przy odkładaniu do drzemki wydał mi się nienaturalnie ciepły, wręcz gorący. Myślę sobie "39 stopni jak nic, przecież prawie parzy". Poczekałam aż zaśnie i wróciłam do niego z termometrem (mamy zwykły elektroniczny bo u nas rzadko się choruje tfu tfu). Wkładam pod paszkę, przytrzymuję kaczuchą, siadam na kanapie i czekam. Po chwili "pipiPIP pipiPIP pipiPIP". Ahaa, termometr panikuje, jest gorączka. Podchodzę, wyciągam, 37,9? What? To już gorączka? Chyba nie. Uspokojona idę konsumować śniadanie.
Po 2 godzinach Olo wstaje rześki i gotowy do brojenia. Dotykam go, dalej gorący. No to bach! termometr pod pachę i w bezruchu oglądamy Clifforda. pipiPIP pipiPIP pipiPIP. 38,1. Omg. To już chyba gorączka. Ale zbijać, nie zbijać, wychodzić, nie wychodzić, natrzeć czosnkiem, spryskać wodą źródlaną? Piszę do Ani (tak, łatwiej do Ani niż do wujka G.)
- Od jakiej temperatury jest gorączka u dziecka?
- 38,5. Tzn powyżej. Co z Olem?
- A nic, nic :) Czułam, że jest ciepły, spodziewałam się ultra wysokiej temperatury ale ma 38,1.
- Co straszysz!
[...]
Dlatego stwierdziłam, że koniec z byciem sierotą i czas się doedukować. A Wy możecie doedukować się ze mną :)
Co powinniśmy wiedzieć?
Stan podgorączkowy (pomiędzy 37 a 38 stopni) działa korzystnie: zwiększa ukrwienie tkanek oraz pobudza do pracy układ odpornościowy. Jednak wyższa temperatura osłabia organizm. Dlatego, gdy przekracza 38 stopni (mierzone w pupie - 38,5), należy ją obniżyć. Gorączka pojawia się najczęściej przy infekcji wirusowej lub bakteryjnej. Jeśli gorączkuje niemowlę, przyczyna może być mniej poważna: zbyt ciepłe ubranie, pragnienie, płacz, ząbkowanie, a nawet energiczna zabawa lub intensywne ssanie. Dlatego, poza sytuacją, gdy gorączka jest bardzo wysoka, czyli ok. 40 stopni, warto wstrzymać się z jej obniżaniem i godzinę później ponownie zmierzyć temperaturę. Bo może się okazać, że gorączka zniknęła bez śladu.
Olaboga

TERMOMETR
W domu trzeba mieć zawsze sprawny termometr. Ale który z nich będzie najbardziej odpowiedni?
-Elektroniczne
Są najbardziej popularne. Do wyboru są modele tradycyjne (do mierzenia temperatury pod pachą, w ustach czy w odbycie) oraz te dokonujące pomiaru w uchu lub przy czole. Nadają się zarówno dla dorosłych, jak i dla dzieci (dla nich najlepiej wybrać model z elastyczną końcówką). Wynik pomiaru uzyskamy w czasie od kilku sekund do 5 minut, z dokładnością do ±0,1°C. Ich zaletą jest niewysoka cena – za wersję pod pachę zapłacisz ok. 20 zł.

-Elektroniczne bezdotykowe
To obecnie najnowocześniejsze z dostępnych urządzeń. Do mierzenia temperatury wykorzystują podczerwień i, zgodnie z nazwą, nie potrzebują kontaktu z ciałem, by dokonać pomiaru. Aby uzyskać wynik, wystarczy zbliżyć termometr do czoła lub innej części ciała na odległość od kilku do kilkunastu centymetrów. Dokładność takiego badania waha się w granicach od ±0,1°C do ±0,01°C. Ich używanie jest niezwykle higieniczne i komfortowe dla dziecka – pomiar uzyskuje się w ciągu sekundy i malec nawet nie zorientuje się, co się dzieje. Taki termometr ma też inne przydatne funkcje. Oprócz ciepłoty ciała zmierzy temperaturę pokarmów, kąpieli, powietrza. Wadą jest wysoka cena – od 150 do 300 zł.

-Paskowe
Przeznaczone są do określania przybliżonej temperatury ciała. Pasek przyklejamy nad łukiem brwiowym i po ok. 15 sekundach otrzymujemy wynik. Jednak pamiętaj, że nie jest on zbyt dokładny. Granica błędu może wynosić nawet ±0,5°C. Cena – ok. 10 zł.

-Tradycyjne szklane
Wyglądają tak jak te wycofywane z użycia, rtęciowe, ale tę szkodliwą substancję zastąpiono innymi, bardziej bezpiecznymi (głównie alkoholem). Ten typ termometru nie jest zalecany dzieciom ze względu na szklaną obudowę i długi czas pomiaru (ponad 5 minut). Zaletą jest niska cena – ok. 5 zł.

A co, jeśli termometr orzeknie "Tak matko, mamy gorączkę"? 

Dużo pić.
W czasie gorączki organizm poci się i traci cenne elektrolity i wodę, dlatego dziecko trzeba ciągle poić. Niechęć do picia może spowodować nawet odwodnienie, a to jest niebezpieczne. Najlepiej podawać czystą wodę, a jeśli dziecko już odmawia jej picia, można dodać do niej cytrynę i sok z malin lub podać niesłodzoną herbatkę owocową albo rozcieńczony sok. 

Okłady
Szybko obniżają gorączkę chłodne okłady (np. na czoło) czy kąpiel w wodzie o temperaturze niższej o 2 stopnie od temperatury ciała. Powinno się ją jednak wykonywać dopiero po podaniu leku przeciwgorączkowego, aby uniknąć nieprzyjemnych dreszczy. Kąpieli lepiej nie stosować u dziecka, które jest bardzo osłabione.

Odpoczynek
Dziecko z gorączką powinno polegiwać i odpoczywać, chyba, że ma na imię Olo. Wtedy poleguje mama :) Trzeba tylko zadbać, by temperatura w pokoju nie była za wysoka (nie więcej niż 20 stopni), pokój regularnie wietrzony (choćby przez 2-3 minuty, ale co godzinę), a powietrze w nim nawilżone, bo to ułatwia oddychanie. Ponieważ dziecko często się poci, trzeba mu regularnie zmieniać piżamkę i pościel.

Kiedy lekarz?

U małych dzieci (do 5. roku życia) wysoka gorączka może wywołać drgawki. Mogą przypominać atak padaczki - dziecko zaczyna drżeć, pręży się, sztywnieje, traci przytomność. Trwa to zazwyczaj nie dłużej niż kilka minut. Nie wolno w tym momencie wkładać maluchowi niczego do ust (np. dawać mu pić), tylko położyć na boku, najlepiej na podłodze, i pilnować, żeby się nie uderzył. Potem jak najszybciej wezwać lekarza lub pogotowie. Na szczęście drgawki gorączkowe nie pozostawiają zazwyczaj żadnych następstw. Lepiej jednak na tyle szybko obniżać gorączkę, by do nich nie dopuścić.

Czym zbić gorączkę?

Gorączka często pojawia się wieczorem lub w nocy, do rana pomoże maluchowi przetrwać lek przeciwgorączkowy. Niemowlęta i kilkulatki mogą przyjmować preparaty specjalnie dla nich przeznaczone, zawierające dawki paracetamolu lub ibuprofenu dostosowane do ich masy ciała. Najmłodszym najczęściej podaje się paracetamol. Ten środek zaczyna działać w ciągu 30-60 minut i obniża gorączkę przez blisko 4 godziny. Potem trzeba podać kolejną dawkę. Ibuprofen ma także działanie przeciwzapalne. Niemowlętom w pierwszym półroczu życia można go podawać wyłącznie za zgodą lekarza.

W aptekach bez recepty można kupić preparaty w różnej postaci. Najszybciej działają czopki, przy wysokiej gorączce warto użyć właśnie ich. Olo po czopkach zwykle robił kupkę, dlatego warto sprawdzać zawartość pieluszki. Ważne jest, żeby gorączkę obniżać systematycznie i nie dopuszczać do skoków temperatury. Wiele dzieci po obniżeniu temperatury zaczyna bawić się i szaleć, jakby były całkiem zdrowe. To jednak za wcześnie na odstawienie leków - bez nich temperatura znowu może gwałtownie wzrosnąć.

Uspokajając - Olo jest zdrowy, podwyższoną temperaturę ma od wychodzących czterech trójek :)

niedziela, 23 listopada 2014

Olo spacerolo. Plecaczek LittleLife

Jak już wiecie, Olo w końcu chodzi. Dlatego coraz częściej rezygnujemy z wózka. Wypady do Centrum Handlowego czy do mieszkającej nieopodal babci, Olo pokonuje na nóżkach. Docelowo chciałabym, żeby jeździł wózkiem jeszcze około roku, jednak najpierw musimy nauczyć go zachowania podczas samodzielnych spacerów. 
Olek za rękę chodzi niechętnie, bo wiadomo - mama zabrania wchodzić do rowu, na pole, do kałuży czy na takie długie ciemne coś, po którym jeżdżą takie fajne duże brum brumy. Poza tym nie ukrywajmy, przy takiej różnicy wzrostu, chodzenie za rączkę po jakimś czasie jest po prostu niewygodne dla obu stron. Z tego powodu zaczęłam szukać alternatywy dla maminej ręki, tak żeby dziecko miało nieco swobody, a mama nie bała się o jego bezpieczeństwo. Rozwiązania są dwa - szelki lub plecaczek ze smyczą. Zdecydowanym minusem szelek jest fakt, że nie są one plecaczkiem dlatego od kilku dni jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami plecaczka LittleLife.




Dłuuugo zastanawialiśmy się, który model wybrać. Paweł, rzecz jasna, chciał pająka :) Ale zgodnie stwierdziliśmy, że pajęcze futerko może być za ciepłe. Ostatecznie wybraliśmy dinozaura.

Gul gule kochają Ola :)

Dinuś wykonany jest solidnie a przy tym estetycznie. U góry plecaczka znajduje się kieszonka, w której schowany jest kaptur przeciwdeszczowy (pasujący do zwierzaczka - pszczółka ma czułki, rekin zęby a pająk 4 pary oczu).




Dzięki regulowanym szelkom plecaczki LittleLife przeznaczone są dla dzieci od roku do 4 lat, dodatkowo pasy ramienne można spiąć tworząc w ten sposób szelki bezpieczeństwa, dzięki którym dziecko nie ściągnie plecaczka.


Plecak LittleLife wyposażony jest również w odczepianą smycz bezpieczeństwa. Zaczepia się ją do metalowego kółka znajdującego się u góry. Karabińczyk jest tak wytrzymały, że utrzymałby pewnie nawet Boba, ale spokojnie nie będziemy próbować (Bobo woli dłuższe smycze ;)).
Przy temacie smyczy chciałam się na chwilę zatrzymać. Nie tłumaczyć, zatrzymać. Wiem, że dla niektórych prowadzenie dziecka na smyczy kojarzy się z wyprowadzaniem psa na spacer. I może faktycznie wygląda to podobnie, w obu przypadkach robi się to ze względu na bezpieczeństwo i wygodę. I nie chodzi tu o wygodę samego rodzica, ale też dziecka. Spróbujcie przejść 500 m z ręką wyciągniętą ku górze. Olo jest wysoki, ja średniego wzrostu a i tak po kilkunastu minutach spaceru za rękę bolą mnie plecy. Dodatkowo smycz daje dziecku wcześniej wspomnianą swobodę.
Na spacery z psem daruję sobie smycz (no bo jak, na dwie smycze? ;)) dlatego, że wiem, że na działkach Olowi nic nie grozi. Smyczy będziemy używać tylko w zatłoczonych miejscach, przy ulicy, czy w centrum handlowym. Aby oszczędzić sobie nerwów, w takich sytuacjach, na wszelki wypadek, prócz ręki zakładam smycz i wiem, że w razie rozłąki Olo nie zgubi się w tłumie.



Co innego plecaczek - zabieramy go na każdą wycieczkę, Olo nosi w nim swój soczek i przekąskę, a moja torebka ma wolne ;) Jak na swoje małe wymiary, jest niespodziewanie pojemny. W środku plecaczka znajduje się specjalne miejsce, na którym można napisać dane małego właściciela.

Podsumowując, plecaczek LittleLife to ciekawe rozwiązanie dla aktywnych rodziców, dużo pomieści a dzięki ciekawym wzorom (i smyczy ;)) przykuwa oko ;)
To świetny pomysł na prezent gwiazdkowy - z pewnością spodoba się dziecku a przy tym jest praktyczny, do kupienia TUTAJ.

Olo zadowololo :)

czwartek, 13 listopada 2014

Produkty ratunkowe

Czyli rzeczy, które warto zawsze mieć w domu, tak żeby dziecko nie umarło z głodu (chociaż Olo zadowoliłby się suchym chlebem zapijanym herbatką miętową ;))

- płatki jaglane, zalewasz wrzątkiem i są. Do tego miodek, owoce, co tam znajdziesz.
- awokado, sprawdzi się jako ekspresowe smarowidło do kanapek
- banan, najlepszy w przypadku nagłego napadu głodu/nudy na spacerach. Jest w każdym sklepie i brudzi stosunkowo niewiele.
- płatki ryżowe, kuskus tak samo jak w przypadku jaglanych.
- makaron, tu już pomysł na obiad, dodajesz to, co masz w domu - biały ser, mięsko, warzywo czy.. dżem.
- suszone owce (żurawina, daktyle, morele, rodzynki). Warto sprawdzić czy do suszenia nie użyto siarki.
- jajka (pasta jajeczna, omlet, jajecznica, tosty, kanapka z jajem)
- penkejki z serka homogenizowanego, przydają się jako obiad w plenerze
- chleb z masłem!
- i mój hit - Babcia dwa bloki dalej, zawsze można liczyć na smaczny i zdrowy obiadek :)

A Wy jakie macie pomysły na espresowe am am?


Barscyk od Babci :)




niedziela, 26 października 2014

Top 5 prezentów dla Noworodka

Czyli "z czego na 100% ucieszą się rodzice?" :)


1. Pampersy. Najlepiej Active Baby oryginalnych Pampersów (najrzadziej uczulają, chociaż Ola nie uczulały żadne). Praktyczniej będzie kupić rozmiar 2 lub 3, na pewno się nie zmarnują ;)




2. Kocyk/ręcznik. Z doświadczenia wiem, że tego w domu nigdy za wiele. Zdarza się zużyć 2 ręczniki podczas jednej kąpieli (zwłaszcza na początku ;)) a kocykom często się dostaje (śliną, sikiem czy grubszą sprawką).






3. Pieluszki tetrowe i flanelowe. Te też na początku brudzą się hurtowo, dodatkowo często trzeba je wymieniać. 




4. Ubranka. Mimo, że każda mama ma swój własny gust, ja zawsze cieszyłam się jak Olo dostawał jakieś ciuszki. Body i pajacyki zawsze się przydadzą :) Najbezpieczniej kupić rozmiar 62, lepiej żeby było za duże, niż by miało być za małe.




5. Jeśli ryzykujecie kupno kosmetyków, lepiej kupić emolienty typu Oillan, Oliatum czy Emolium. Jest duże prawdopodobieństwo, że Maleństwo nie będzie na nie uczulone, a taki zakup na pewno odciąży portfel Młodych Rodziców. 




Warto również pamiętać o mamie, bukiecik kwiatków czy jakiś kosmetyk na pewno ją ucieszą a przede wszystkim pokażą, że ona też jest ważna. Jeśli w rodzinie jest starsze dziecko, jemu też kupmy jakiś drobiazg, tak aby nie czuło, że nie jest już takie ważne, jak przed narodzinami rodzeństwa.



poniedziałek, 29 września 2014

Matka Polka Hejterka

Dobra, o tym każdy wie ale nie każdy mówi. Jak to jest, że matka matce wilkiem, o co chodzi? Na żywo jeszcze nie ma tragedii ale włóczę się trochę po internetach i tylko utwierdzam się w twierdzeniu, że jedna drugiej życzy źle.

1. Pokazujesz dziecko w markowych ciuszkach - ŹLE, bo po co się chwalisz, moje chodzi w ubrankach po kuzynie i jest szczęśliwe.

2. Ubranka są znoszone i brudne - ŹLE, nie dba o dziecko, sobie kupi a jemu żałuje.

3. Dziecko ma buty - ŹLE, a po co mu buty jak nie chodzi?

4. Nie ma butów? - jeszcze gorzej, przecież mu zimno!

5. Pije z butelki/niekapka/bidona - źle, źle i źle. Bo źle wpływa na zgryz, to drugie podobno też a to trzecie to co to w ogóle za wymysł, przecież to dziecko.

6. Karmione łyżeczką - a rączek nie ma?

7. Karmione metodą BLW - jakbym miała czas sprzątać, też bym mu rzucała jedzenie jak psu.

8. Karmisz piersią PUBLICZNIE? A gdzie z tymi cycami, takie rzeczy tylko w domowym zaciszu.

9. Karmisz z butelki? Biedne dziecko, odebrała mu najlepsze, co mogła zaoferować.

10. Dziecko śpi z rodzicami. Wpuśćcie jeszcze psa, będzie weselej. Niehigienicznie, niezdrowo, niewygodnie.

11. Dziecko śpi w łóżeczku. I pewnie mu smutno, bo jest tam samo :(

12. Jakkolwiek dziecko nie byłoby ubrane na pewno jest mu zimno.

13. Smoczek u niemowlaka też jest be, olać te 3latki na placu zabaw ze smokiem, Twoje dziecko powinno zostać natychmiast odsmokowane, Daj mu kciuka.

14. Nosisz dziecko? Rozpieścisz. Nie nosisz? Nie kochasz

15. Szczepisz? Ryzykujesz. Nie szczepisz? uuuu jeszcze bardziej.

I można tak wypisywać w nieskończoność. Dlatego tematów takich jak szczepienia, karmienie piersią czy rajtuzki nie tykam, bo nie chcę tu niepotrzebnych kłótni. Zdrowa dyskusja jest super ale w Internecie się nie dyskutuje, w Internecie się hejtuje. Pomysłowość niektórych mam jest oszałamiająca i niepokojąca jednocześnie. Wtrącanie się w nieswoje sprawy mamy chyba we krwi. Dla przykładu: Na mamowej grupie młoda mama chciała się pochwalić przyjściem na świat swojej córeczki, dodała zdjęcie i bam! "a po co jej czapeczka w pomieszczeniu", "ściągnij jej rękawiczki, na pewno się nie podrapie", "od urodzenia wciskasz jej smoczek? po co". Nosz kurde, ugryź się jedna z drugą w język i pogratuluj.
Nie mówię, że jestem święta, bo nie jestem. Też się wtrącam ale staram się to robić tylko wtedy jeśli uważam, że moja rada jest naprawdę wartościowa. Zresztą staram się nie robić tego wcale. Bo jedno trzeba zapamiętać - Mamy nie lubią jak się je poucza, każda ma swój instynkt i wie, co jest dla jej dziecka najlepsze.


Bo nie puściłam go w stronę rzeki :)

niedziela, 28 września 2014

Tako Flash

Tako to pierwsza typowa parasolka, z którą się zetknęłam. Świetnie sprawdza się na polskich chodnikach i w terenie. Największym plusem tego wózka jest fakt, że Olowi w nim wygodnie :)

Bob w ekstazie :)
Siedzisko spacerówki jest szerokie, podnóżek można regulować a pałąk odpiąć. Tapicerka jest nieprzemakalna a ewentualne zabrudzenia łatwo się czyści. Oparcie rozkłada się do pozycji leżącej (4 stopnie odchylenia). Wózek posiada 5 punktowe pasy bezpieczeństwa, chociaż dzięki solidnemu pałąkowi Olo jeździ nieprzypięty.



Kosz, biorąc pod uwagę, że jest to parasolka, jest zaskakująco pojemny. Daje radę nawet przy naszych codziennych zakupach (a kupujemy sporo ;)). Łatwo się do niego dostać i w razie zabrudzenia można go odpiąć.


Budka jest szeroka i cicho się składa a ergonomiczne rączki sprawiają, że wózek przyjemnie się prowadzi.



Flash wyposażony jest w podwójne piankowe koła, przy czym są one dość szerokie, dlatego świetnie dają sobie radę na trawie czy w błocie. Przednie koła są skrętne ale można je zablokować do jazdy na wprost.


Wózek wyposażony jest w folię przeciwdeszczową zapinaną na zamek błyskawiczny oraz obszerny ocieplacz na nóżki. Składa się go jednym ruchem ręki do małych rozmiarów, dzięki czemu mieści się w każdym bagażniku.


 Podsumowując: Tako Flash to zwrotna parasolka, o niebanalnym wyglądzie. Szybko składa się do kompaktowych rozmiarów dlatego sprawdza się jako wózek wyjazdowy. Olo lubi go chyba bardziej niż Bebetto bo jest mu w nim wygodniej ze względu na szeroki pałąk i wygodne siedzisko.

Z prowadzeniem tego wózka radzi sobie nawet 13 miesięczniak. A na daszku siedzi Bob :)

wtorek, 19 sierpnia 2014

Labrador i roczniak.

Czyli mieszanka wybuchowa.
W styczniu napisałam post o tym, jak to jest mieć niemowlę i psa pod jednym dachem (Klik). Od tego czasu wiele się pozmieniało, dlatego uznałam, że warto przybliżyć Wam jak to jest mieć w domu mobilnego robala i psa :)


Mama, dzisiaj napisz o nim ;)

Higiena i porządek
Wiadomo, w domu jest pies, musi być też sierść (chyba, że posiadacie rasę z włosami). Bobo gubi sierść tak jak każdy inny labrador i do tego niestety trzeba się przyzwyczaić. Włos w kanapce, w zupie, w obiadku Młodego, trudno. Zamiatam dwa razy dziennie, podłogi myje co drugi dzień ale nie jestem w stanie uchronić kolan Olka przed sierścią i brudem. Dlatego przymykam na to oko i Olo w domu chodzi w roboczych spodniach ale i tak przebierany jest co najmniej trzy razy dziennie (ze względu na swój brak zdolności jedzenia jak człowiek).
Sprawcą bałaganu w domu są obaj. Bo Olo wszystko wywleka na środek pokoju/kuchni/korytarza i rzuca tym w Boba. Jeśli to jest woreczek lub kawałek papieru czy tektury, Bobo podejmuje wyzwanie i rwie to na malutkie kawałeczki, które później roznoszą po całym mieszaniu.
Jednak jest też plus posiadania psa przy dziecku karmionym metodą BLW - tzw "ekipa sprzątająca". Po posiłku wkoło krzesełka jest pełno makaronu, ziemniaków, mięcha, marchewki, kalafiora i czego tam jeszcze. Wystarczy zawołać Boba, który czeka poczciwie na korytarzu (bo jak Olo go widzi to specjalnie zrzuca jedzenie) i samo się sprząta. Dzisiaj nawet obniżyłam krzesełko do poziomu jego głowy i mógł też posprzątać na krzesełku :)

O tym należy pamiętać:
- odrobaczanie co najmniej co pół roku
- regularne szczepienia
- częste kąpiele
- pipeta przeciw pchłom i kleszczom


Eat this.
Bezpieczeństwo
Mimo, że Bobowi zdarza się burknąć na Ola, wiem, że nigdy nie zrobi mu krzywdy. Sama też czasem na niego burczę i każdy z Was burczałby na kogoś, kto cały czas próbuje wyrwać Wam ogon, wejść na grzbiet i robi Wam gili gili jak śpicie ;) Bob daje Olowi robić ze sobą wszystko ale kiedy ma dość, wstaje i odchodzi. Niestety Olo nie rozumie aluzji i dalej go męczy. Wtedy do akcji wkracza mama lub tata i ratuje psa z opresji.
Bob nigdy nie nadepnął na Olka, nie przewrócił go, nie usiadł na nim. Zawsze zachowuje bezpieczny dystans. Jednak należy pamiętać, żeby nigdy nie zostawiać dziecka bez opieki lub pod opieką psa ;) nawet labradora.
To, jaki jest Bobofrut zawdzięczamy między innymi starannemu szkoleniu, na którym został nauczony posłuszeństwa, dyscypliny i podstawowych komend. Dla zainteresowanych tematem, zapraszam do poczytania o tym, że szkolenie labradora może być trudne (choć wszyscy myślą, że labrador jest prosty do wyszkolenia):>SZKOLENIE LABRADORA<

Bob miał 5 miesięcy jak dowiedzieliśmy się o ciąży, już wtedy uczęszczał na szkolenie, szczególnie polecam wrocławską Szkołę Doberman - Pan Michał szkoli pieski na znanym dla nich terenie - w ich domu, dzięki czemu oszczędza im dodatkowego stresu związanego ze zmianą otoczenia, nowymi zapachami i bodźcami.



Tyyyle zębów :)

Zabawa
Tak jak wspominałam wyżej, najczęściej jest to rzucanie w Boba przedmiotami, najczęściej piłeczkami z baseniku. Często też Bob przynosi swoje gumowe zabawki i bawią się w przeciąganie ;) Obaj są fanami papieru toaletowego więc muszę pilnować, żeby żadna rolka nie dostała się w ich rączko-łapki. Bob dalej jest fetyszystą skarpetek a Olo to podłapał i teraz specjalnie mu je podrzuca pod nos.
Kiedy Bob nie ma ochoty na zabawę, Olo masuje jego czterdziestokilogramowe ciałko :)

To nie my, mamo.

Ogon, noga, ogon, ucho
Życie codzienne
Na pewno jest wesoło. Są dodatkowe obowiązki i czasem posiadanie takiego duetu jest kłopotliwe (spróbujcie zapakować do polo wózek, psa i kilka toreb) ale na pewno nie żałuję, że mamy psa i nigdy nie oddałabym go ze względu na to, że byłam w ciąży, później mieliśmy małe dziecko a teraz małego szoguna.
Jeśli chodzi o spacery to rano wychodzi Paweł, po południu idziemy w trójkę a wieczorem albo Paweł albo ja. Często po powrocie Pawła z pracy, idziemy gdzieś w czwórkę, także ruchu wszyscy mają sporo.


Buzi w oko i spadówa
Uff, mamo mamy chwilę na przytulaski

sobota, 16 sierpnia 2014

Roczek - Relacja

Pierwsze urodziny Ola były w niedzielę ale świętować zaczęliśmy kilka dni wcześniej. Pierwszy prezent, jeździk, Yolo dostał w piątek. W sobotę upiekliśmy tort, daliśmy mu pchacz i spędziliśmy dzień w trójkę.

Pierwszy tort :)
Jeśli chodzi o jeździk to póki co Żarłok traktuje go jak duże brum brum i się nim bawi. Pchacz doskonale spełnia swoją rolę - Olo przy nim chodzi a dodatkowo tańczy przy melodyjkach z panelu i robi "halo halo" do słuchawki od telefonu.
Niedzielne świętowanie zaczęło się od mszy o 11:30. Olo zasnął koło 10:40 i przespał prawie całą ceremonię. Na szczęście krótko przed końcowym błogosławieństwem się obudził i przed ołtarz nie wzięłam go zapłakanego tylko rześkiego i uśmiechniętego.
Po mszy udaliśmy się do restauracji na obiadek i drugi tort. Olo zjadł takie ilość WSZYSTKIEGO, że dziwię się, że nic mu nie było. Dodatkowo przez te dwa dni zjadł tyle śmietany, że powinien chodzić cały w kropki a tu nic.. także od urodzin Olo dostaje jogurcik dziennie i póki co, jego skaza białkowa milczy.


Kaczka wcale nie była smaczna.
Później była już tylko zabawa i zabawa, i jeszcze trochę zabawy. Zauważyłam, że Olo nie wstydzi się innych dzieci i trochę je dominuje. Zresztą.. Boba też już zdominował, widocznie taki charakter :) Poradzi sobie w życiu :)



Brudna Stopa z ojcem chrzestnym :)

Jeśli chodzi o fizyczność Koka, to dalej nosi rozmiar 86/92, chociaż spodnie 86 bywają za krótkie. Waży w coś ponad 12 kg (czyli waga stoi od 4 miesięcy). Zęby: jedynki, dwójki, górne czwórki, dolne czwórki dopiero się przebijają.

Zrobił się z niego mały cwaniaczek i krzykacz. O wszystko pyta wskazując palcem i krzycząc "A?" Uwielbia psy i ptaki. Uśmiecha się do każdego i zaczepia przechodniów. Chodzi z pchaczem, jeździ na jeździku. Je metodą BLW, nie lubi być karmiony, z łyżeczki zje tylko to, co słodkie :) Jak już jestem przy jedzeniu- strasznie żebrze, śniadanie jem jak śpi, podczas obiadu siedzi w krzesełku i musi coś jeść bo inaczej wiesza się na kolanach i chce am am. Wie, gdzie w wózku są schowane chrupki kukurydziane, sam sobie wyciąga i dokarmia Boba. Podczas obiadku, jak widzi, że Bob jest w okolicy, zrzuca mu jedzenie (dlatego Bobo ten czas spędza w koszu, przychodzi dopiero posprzątać ;) ). Układa wierzę z kółek, potrafi sortować klocki i trafiać do otworów. Bardzo lubi oglądać zdjęcia, na których są rodzice. Sam wchodzi do wody nad jeziorem. Kremy, balsamy, pojemniki otwiera zębami. Lubi wkładać pranie do pralki (raz niepostrzeżenie włożył białe body do czarnego prania - nic mu nie było ;) ) i z niej je wyciągać. Wspina się na wszystko i wszystkich. Jest częściowo odsmoczkowany (smok tylko do zasypiania). Śpi już tylko raz w ciągu dnia, od 11-13.
Nasze DUŻE Szczęście ma już Rok :)


Rodzinne zdjęcia to nie nasza specjalność :)

Moje Chłopaki


środa, 6 sierpnia 2014

Owoce sezonowe dla Malucha

Zastanawiasz się, które owoce może jeść Twoje dziecko? Mała ściąga :)

5 miesiąc:
JABŁKO - bogate w pektyny, które regulują pracę jelit i poziom cholesterolu we krwi. Zawiera także witaminy i składniki mineralne (magnez, żelazo, potas). Jabłko to pierwszy owoc, który podaje się w Polsce niemowlętom, w formie przecieru lub soku. Starszym niemowlętom dajemy przecier nieco mniej rozdrobniony, ale jeszcze nie pozwalamy odgryzać kawałków jabłka - łatwo się nimi zakrztusić (Olek zakrztusił się do tej pory tylko raz i to właśnie kawałkiem jabłka). Jabłko tarte i duszone działa lekko zapierająco, gryzione zaś - rozluźniająco.

6 miesiąc: 
JAGODY - Zawierają witaminę A i błonnik, są bogate w przeciwutleniacze. Dobrze wpływają na pracę układu pokarmowego, stan naczyń krwionośnych i wzrok. Łagodzą podrażnienia jelit - kisiel z jagód proponuje się przy biegunkach.

7 miesiąc:
GRUSZKA - zawiera witaminy A, C, z grupy B, mikroelementy (potas, magnez, jod, fosfor) i sporo cukru.
MALINY - Na początku przecieramy je lub podajemy w postaci soku. Zawierają sole mineralne i dużo witaminy C. Działają przeciwzapalnie. Szybko się psują, więc zanim podamy je dziecku, sprawdźmy dokładnie, czy nigdzie nie ma plamek pleśni.
MORELE - Mają mnóstwo beta-karotenu i błonnika.
WIŚNIE - zawierają dużo beta-karotenu, sporą porcję witaminy C, cukry, kwasy organiczne i pektyny. Miąższ owoców (bez pestek) podajemy dzieciom po ukończeniu 7.-9. miesiąca. Jeśli dziecko krzywi się na ich wyrazisty smak, możemy je zmiksować z kefirem lub jogurtem.

8 miesiąc:
BRZOSKWINIA - bogata w beta-karoten (to jedno z bogatszych jego źródeł) i błonnik. Dobrze wpływa na trawienie (jedzona w nadmiarze może podziałać lekko przeczyszczająco). Dojrzałego, miękkiego, obranego ze skórki owocu może spróbować nawet bezzębny maluch.
CZEREŚNIE - zawierają sporo potasu, beta-karotenu i witaminy C. Miąższ czereśni (po usunięciu pestek) można zaproponować ośmiomiesięcznemu niemowlęciu (przy wrażliwym brzuszku ostrożnie i raczej po ugotowaniu). W nadmiarze mogą działać wzdymająco i lekko przeczyszczająco.

9 i 10 miesiąc:
AGREST- ma sporo witamin (C, B1, PP i A). Może pomóc maluchowi, który ma często zaparcia - przyspiesza przesuwanie resztek pokarmowych w jelitach.
ARONIA - poprawia trawienie, walczy ze szkodliwymi wolnymi rodnikami, wzmacnia odporność. Jest źródłem cennych witamin (C, E, z grupy B, PP, beta-karotenu), minerałów (molibden, mangan, miedź, bor, jod, kobalt), błonnika, pektyn (wspomaga procesy trawienia) i antocyjanów. Z jagód aronii można robić soki, galaretki, dżemy, ciasta.
BORÓWKA AMERYKAŃSKA - słodkie jagody, które zawierają witaminy (głównie A i C), minerały, flawonoidy i błonnik. Ze względu na możliwość zakrztuszenia borówki przed podaniem należy rozgnieść lub zmiksować.
JEŻYNY - W jeżynach jest sporo witaminy A i C, a także potas, magnez i miedź. Można je przetrzeć przez sito, by pozbyć się pestek.
PORZECZKI - z trzech ich kolorów (biały, czerwony, czarny) najlepiej wybierać czarne. Są rezerwuarem witaminy C. Dojrzałe czarne porzeczki mają też stosunkowo łagodny, choć bardzo bogaty smak, czerwone bywają mocno kwaśne.
ŚLIWKI - mają sporo beta-karotenu. Cenne dla osób borykających się z zaparciami (jedzone w nadmiarze mogą powodować wzdęcia). Zarówno świeże, jak i suszone (ale nie konserwowane chemicznie) śliwki można wprowadzić w 9.-10. miesiącu.
POZIOMKI - zawierają dużo witaminy C, sporo innych witamin oraz sole mineralne (wapń, fosfor, kobalt, żelazo).
TRUSKAWKI - źródło witamimy C. Zawierają też trochę minerałów. Ostrożnie wprowadzamy truskawki do diety alergika - są silnym alergenem i lepiej z podawaniem ich zaczekać do drugiego roku życia. Zdrowe dzieci mogą skosztować ekologicznych truskawek w 10. miesiącu.


Om nom nom, dżem truskawkowy :)

piątek, 1 sierpnia 2014

Lęk separacyjny

Ciocia Wiki mówi: Nerwica lękowa wieku dziecięcego, której dominującą cechą jest nadmierny i nieadekwatny lęk przed rozdzieleniem z pierwotnym obiektem przywiązania (zazwyczaj jednym lub obojgiem rodziców) i (lub) otoczeniem domowym. Najczęstsze objawy to nierealistyczna obawa nieszczęść, które mogą spotkać obiekt przywiązania, kiedy jest on nieobecny, natrętny strach przed zgubieniem się, porwaniem lub nawet śmiercią, kiedy pozostaje się rozdzielonym, wycofanie społeczne.
Spokojnie, Ola to nie dotyczy. Dziś będzie trochę o mnie i emocjach, które mi towarzyszą.
Kto mnie zna, ten wie, że bardzo szybko przywiązuję się do ludzi, zwierząt a nawet przedmiotów (płakałam, kiedy tata sprzedawał mój ulubiony samochód, później okazało się, że następny też jest ulubiony i następny też). Nie mam drugiego imienia ale jakbym miała sobie jakieś nadać, byłoby to imię "Nerwowa" (lepsze to, niż Beatrycze). Odkąd pamiętam, towarzyszyły mi mniejsze lub większe lęki i obawy. Nie wiem dokładnie kiedy to się zaczęło, pamiętam tylko epizody z życia, pełne strachu i smutku.

Mała M. leży w łóżku i rozmyśla o tym, co będzie jutro, za tydzień, za miesiąc, za rok.. Jak to będzie jak już pójdzie do gimnazjum, liceum, na jakie studia się dostanie. Marzy o założeniu rodziny, gromadce dzieci i oczywiście piesku. Dzieci będą dorastać a M. będzie spełnioną mamą i mężatką. I w pewnym momencie, niespodziewanie spadło na nią to, czego boi się najbardziej - "A co będzie z rodzicami?". Zaczęła zastanawiać się jak długo najważniejsi ludzie na świecie będą razem z nią cieszyć się z sukcesów jej dzieci, widzieć jak rosną, zawsze służyć radą i pomocą.. Kiedy ją opuszczą? Wie, że tego nie przeżyje, nie przeżyje tej straty, nigdy nie będzie na to gotowa. Małą M. złapał, tak dobrze jej znany, ból brzucha, w gardle stanęła wielka gula, oczy zalały się łzami. Na szczęście rodzice są w pokoju obok i przytulają swoją córkę, tłumaczą, że taka jest kolej rzeczy, dlatego trzeba cieszyć się chwilą. Widok rodziców beztrosko oglądających telewizję uspokoił dziewczynkę, jednak strach przed ich śmiercią pozostał i od tej pory wraca w okrutnych koszmarach.

Następne były wakacje, kiedy M. miała 12 lat. Do tej pory każde wakacje spędzała u babci i wszystko było w porządku. Tamtego lata coś się zmieniło. Świeżo upieczona sześcioklasistka przepłakała cały pobyt aż w końcu przyjechała po nią mama. Kiedy przyjechała mama, wszystko wróciło do normy. Ale co to? Jakieś nowe, nieznane uczucie.. zazdrość, zazdrość o własną mamę. Bo z jakiej racji moja kuzynka się do niej przytula, czemu trzyma ją za rękę? Przecież to jest MOJA mama.
Tego lata, niezrażeni moim zachowaniem rodzice, postanowili pierwszy raz wysłać mnie na obóz. Były chwile, kiedy się z tego cieszyłam, jednak częściej kombinowałam, co zrobić żeby nie jechać.
Jednak przyszedł dzień wyjazdu i wsiadłam do pociągu z młodszymi ode mnie dziećmi, które lepiej radziły sobie z rozstaniem z rodzicami. Cały pobyt towarzyszył mi ból brzucha, przepłakałam kilka pierwszych dni, do telefonu od mamy, która powiedziała: "Jak nie będziesz płakać, kupimy Ci chomika". Płakałam mniej, chomik mieszkał z nami 4 lata :)

Bardzo przeżyłam też stratę moich psów. Palucha (jak miałam 13 lat) i Hakera (na 2 roku studiów). Paluch pewnego dnia po prostu wyszedł i nie wrócił. Bardzo długo go szukaliśmy, rozklejaliśmy ogłoszenia, jeździliśmy po okolicznych wioskach. Jednak Paluch przepadł bez śladu. Dopiero po jakimś czasie "sąsiad" przyznał się, że niechcący go przejechał, bo ten wbiegł mu pod koła..
Haker to mój ukochany, wyproszony labrador. Jechaliśmy po niego do warszawskiego schroniska. Mieliśmy go kilka lat i przez te kilka lat został przyjacielem nas wszystkich. Kiedy zaczęłam studia, co weekend przyjeżdżałam do domu, żeby tylko pobyć z moim czworonogiem. Jednak w październiku 2011r. coś zaczęło się z nim dziać. Pies, który potrafił zjeść pokarm razem z opakowaniem, przestał jeść. Ja wróciłam na studia, rodzice obiecali, że wezmą go do lekarza. Powiedzieli, że to zatrucie, że wszystko będzie okej. Kiedy przyjechałam na weekend, a tata odbierał mnie z dworca, wiedziałam, że coś nie gra. Podejrzewałam problemy w pracy. To, co usłyszałam z samochodzie, to, co zobaczyłam w samochodzie, mnie powaliło. Mój silny i zawsze opanowany tata, z łzami w oczach, powiedział tylko "Z Hakerem jest źle". Ryczałam, wyłam, konałam w tym samochodzie. Bałam się, że już po wszystkim, że nie żyje. Żył, czekał na nas żeby się pożegnać. Tata przywiózł mnie do domu, Haker leżał na zimnych płytkach i zamachał do mnie ogonem. Dwa dni później go uśpiliśmy. Przez 3 dni schudłam 5 kg, wypłakałam więcej niż ludzkie ciało jest w stanie wypłakać. Bo to przecież niemożliwe, przed chwilą wszystko było ok, a teraz leży w ogrodzie, zakopany gdzieś pod pieńkiem. Do teraz jak o tym pomyślę, czuję wyrzuty sumienia, że go "zostawiłam".

Jednak najgorsza była śmierć moich dziadków, właściwie dzień po dniu. Nie chcę o tym pisać, bo wiem, że bloga czyta m.in. moja babcia i nie chcę powodować u niej łez. Buziak babciu :*

Teraz mam Ola. Człowieka, o którego martwię się 24 godziny na dobę, o którym myślę bez przerwy,  którego płacz mnie boli. Zrobię dla niego wszystko i poświęcę wszystko byleby tylko był szczęśliwy. Każde rozstanie jest dla mnie stresujące, już kiedyś wspominałam, że latam od okna do okna, kiedy wychodzi na spacer. Boję się. Boję się, że pomyśli, że go zostawiłam, że będzie smutny a mnie nie będzie przy nim, żeby go pocieszyć.
A najbardziej boję się, że go stracę. Jeszcze w ciąży, odliczałam tygodnie i czekałam na ten 23 tc, w którym będzie miał już szanse na przeżycie. Przyszedł 39 tydzień i Olo się urodził. Cały i zdrowy. Nie przestałam się bać. Boję się jeszcze bardziej. Boję się, że Matka Natura coś przeoczyła i za chwilę ujawni się jakaś wada. Boję się, że ktoś go skrzywdzi. Boję się, że pewnego dnia zachoruje i mnie zostawi. Kiedy słyszę o chorych dzieciach, którym od początku życia towarzyszy cierpienie, serce mi pęka. Kiedy słyszę o rodzicach, którzy biją i głodzą swoje dzieci, mam ochotę zrobić im to samo. Kiedy słyszę o bezmyślnych, rodzicach, którzy zostawiają 2 letnie dziecko w nagrzanym samochodzie i idą zjeść obiad, chcę nimi potrząsnąć i zapytać "dlaczego jesteście tacy głupi?".

Olowi zdarza się zjeść trawę, piasek czy karmę dla psa. Jest najbrudniejszym dzieckiem na osiedlu. Do tego podchodzę na luzie. Jednak lęk o jego życie góruje nad wszystkim innym i każdego dnia, jak nigdy wcześniej, modlę się o niego.

Wiem, że to, co napisałam różni się od pozostałych tekstów. Nie wiem jak długo zostawię to na blogu, bo właściwie ten tekst nie wnosi nic wartościowego do Waszego życia. Jednak ja tego potrzebowałam, potrzebowałam pokazać Wam jaka jestem.



czwartek, 31 lipca 2014

Krzesełka turystyczne

Został jeszcze miesiąc wakacji, a dwa miesiące lata, więc wiele z Was ma wakacyjny wyjazd jeszcze przed sobą. Jeżeli nie posiadasz samochodu wielkości wagonu towarowego, to, co napiszę może Ci się przydać.
Wiadomo, że każde dziecko, oprócz spania i łobuzowania, czasem jeszcze coś zje. Jeśli jest to takie dziecko jak Aleksander - przy okazji ubrudzi jeszcze wszystkich i wszystko w koło. Dorosłemu do spożycia posiłku potrzebny jest stół i krzesło, które zwykle jest na wyposażeniu kwatery/hotelu, do którego jedziemy. Krzesełka dla dzieci coraz częściej spotykane są w lepszych hotelach i restauracjach. Jednak warto mieć przy sobie gadżet, który w razie Wu uchroni nas przed trzymaniem ufajdanego dziecka na kolanach. Mowa tu o szmacianych krzesełkach turystycznych.

Przed wyjazdem do Chorwacji przeczesałam internety wzdłuż i wszerz, sprawdzając swoje opcje. Więc opcje "szmaciaków" są trzy.


Przenośne krzesełko TULI -  wykonane z wytrzymałej atestowanej tkaniny, dostosowuje się do tułowia dziecka oraz do rozmiaru i kształtu krzesła. System zapięć oraz boczne, regulowane klamerki zapewniają już półrocznemu Maluchowi bezpieczną i stabilną pozycję, nie krępując jednocześnie jego ruchów. Ponieważ krzesełko otula dokładnie tułów dziecka na wysokości paszek nie ma niebezpieczeństwa wyślizgnięcia się pociechy. Po użyciu składa się w mały, poręczny pakunek, dzięki czemu zajmuje mało miejsca i można mieć je zawsze przy sobie.
U nas wybór padł właśnie na Tuli, jedyny minus jaki zauważyłam, to fakt, że nie da się go zapiąć na bardzo wysokim krześle. Za to bardzo szybko się czyści i jeszcze szybciej schnie, co przy naszym brudasku jest bardzo istotne :)
Niestety mam tylko jedno zdjęcie z pobytu w Chorwacji, w dodatku robione telefonem. Mogłabym zrobić teraz jakieś fajniejsze ale nie mamy w domu krzeseł :D

Tak, mój Syn dalej nie potrafi jeść :)
Chyba najbardziej popularne wśród rodziców jest brytyjskie krzesełko Totseat - Wyjątkowa wszechstronność i funkcjonalność krzesełek Totseat pozwala na łatwy, sprawny i szybki montaż na każdym rodzaju krzesła (dopasowuje się do krzeseł z wysokim i niskim oparciem, z wystającymi elementami, a także do stołków barowych). Dzięki temu, że produkt po złożeniu jest mały i naprawdę lekki można go zmieścić w każdym bagażu, a gdy się pobrudzi można bez obaw prać go w pralce.




Najtańszym ale też moim zdaniem najmniej bezpiecznym i stabilnym krzesełkiem turystycznym jest opcja oferowana przez firmę Koo-di. Właściwie nie wyróżnia go nic specjalnego, wygląda średnio i nie zachwyca. Może w praktyce prezentuje się lepiej ale jak dla mnie pasy przebiegają za nisko i bałabym się, że dziecko się wyślizgnie. 



Producenci akcesoriów dla dzieci oferują też szeroką gamę krzesełek "walizeczkowych" ale one zajmują już dużo więcej miejsca i z pewnością nie zmieszczą się do damskiej torebki ;)


czwartek, 17 lipca 2014

I love BAMBUS

Tytuł brzmi nieszczególnie. Ale miłość jest wielka.
Odkąd zostałam mamą, częściej zaglądam na metki i sprawdzam z jakiej tkaniny zrobione jest dane ubranie. 100% cotton mnie zadowalało i nie drążyłam tematu. Do czasu kiedy poznałam bambus (przy okazji śliniaka SupeRRo). Sprawdziłam i okazało się, że produktów wykonanych z tej tkaniny jest coraz więcej.
Wyjazd do Chorwacji zbliżał się wielkimi krokami więc wypadało zaopatrzyć się w kocyk bambusowy. Padło na wysoką jakość i piękne wzory May Lily. Sowy Zalotki towarzyszyły nam od samego początku, bo już w podróży wyściełały fotelik samochodowy dzięki czemu Olo się nie pocił. Później kocyk trafił do łóżeczka i tam już został, bo Łoli go pokochał.

Przypomnijmy właściwości bambusa:
- 3x anty: antybakteryjny, antygrzybiczy i antyalergiczny
- właściwości termoregulacyjne (latem włókno jest 2-3 stopnie chłodniejsze niż temperatura otoczenia, zimą przyjemnie ogrzewa)
- absorbuje wilgoć 70% lepiej niż bawełna
- pochłania promieniowanie UV
- szybko schnie, jest odporny na wilgoć co uniemożliwia rozmnażanie się bakterii.

W takie upały mogłabym po prostu nie przykrywać Olka, ale wydaje mi się, że przykryty czuje się bardziej komfortowo i bezpiecznie.