piątek, 1 sierpnia 2014

Lęk separacyjny

Ciocia Wiki mówi: Nerwica lękowa wieku dziecięcego, której dominującą cechą jest nadmierny i nieadekwatny lęk przed rozdzieleniem z pierwotnym obiektem przywiązania (zazwyczaj jednym lub obojgiem rodziców) i (lub) otoczeniem domowym. Najczęstsze objawy to nierealistyczna obawa nieszczęść, które mogą spotkać obiekt przywiązania, kiedy jest on nieobecny, natrętny strach przed zgubieniem się, porwaniem lub nawet śmiercią, kiedy pozostaje się rozdzielonym, wycofanie społeczne.
Spokojnie, Ola to nie dotyczy. Dziś będzie trochę o mnie i emocjach, które mi towarzyszą.
Kto mnie zna, ten wie, że bardzo szybko przywiązuję się do ludzi, zwierząt a nawet przedmiotów (płakałam, kiedy tata sprzedawał mój ulubiony samochód, później okazało się, że następny też jest ulubiony i następny też). Nie mam drugiego imienia ale jakbym miała sobie jakieś nadać, byłoby to imię "Nerwowa" (lepsze to, niż Beatrycze). Odkąd pamiętam, towarzyszyły mi mniejsze lub większe lęki i obawy. Nie wiem dokładnie kiedy to się zaczęło, pamiętam tylko epizody z życia, pełne strachu i smutku.

Mała M. leży w łóżku i rozmyśla o tym, co będzie jutro, za tydzień, za miesiąc, za rok.. Jak to będzie jak już pójdzie do gimnazjum, liceum, na jakie studia się dostanie. Marzy o założeniu rodziny, gromadce dzieci i oczywiście piesku. Dzieci będą dorastać a M. będzie spełnioną mamą i mężatką. I w pewnym momencie, niespodziewanie spadło na nią to, czego boi się najbardziej - "A co będzie z rodzicami?". Zaczęła zastanawiać się jak długo najważniejsi ludzie na świecie będą razem z nią cieszyć się z sukcesów jej dzieci, widzieć jak rosną, zawsze służyć radą i pomocą.. Kiedy ją opuszczą? Wie, że tego nie przeżyje, nie przeżyje tej straty, nigdy nie będzie na to gotowa. Małą M. złapał, tak dobrze jej znany, ból brzucha, w gardle stanęła wielka gula, oczy zalały się łzami. Na szczęście rodzice są w pokoju obok i przytulają swoją córkę, tłumaczą, że taka jest kolej rzeczy, dlatego trzeba cieszyć się chwilą. Widok rodziców beztrosko oglądających telewizję uspokoił dziewczynkę, jednak strach przed ich śmiercią pozostał i od tej pory wraca w okrutnych koszmarach.

Następne były wakacje, kiedy M. miała 12 lat. Do tej pory każde wakacje spędzała u babci i wszystko było w porządku. Tamtego lata coś się zmieniło. Świeżo upieczona sześcioklasistka przepłakała cały pobyt aż w końcu przyjechała po nią mama. Kiedy przyjechała mama, wszystko wróciło do normy. Ale co to? Jakieś nowe, nieznane uczucie.. zazdrość, zazdrość o własną mamę. Bo z jakiej racji moja kuzynka się do niej przytula, czemu trzyma ją za rękę? Przecież to jest MOJA mama.
Tego lata, niezrażeni moim zachowaniem rodzice, postanowili pierwszy raz wysłać mnie na obóz. Były chwile, kiedy się z tego cieszyłam, jednak częściej kombinowałam, co zrobić żeby nie jechać.
Jednak przyszedł dzień wyjazdu i wsiadłam do pociągu z młodszymi ode mnie dziećmi, które lepiej radziły sobie z rozstaniem z rodzicami. Cały pobyt towarzyszył mi ból brzucha, przepłakałam kilka pierwszych dni, do telefonu od mamy, która powiedziała: "Jak nie będziesz płakać, kupimy Ci chomika". Płakałam mniej, chomik mieszkał z nami 4 lata :)

Bardzo przeżyłam też stratę moich psów. Palucha (jak miałam 13 lat) i Hakera (na 2 roku studiów). Paluch pewnego dnia po prostu wyszedł i nie wrócił. Bardzo długo go szukaliśmy, rozklejaliśmy ogłoszenia, jeździliśmy po okolicznych wioskach. Jednak Paluch przepadł bez śladu. Dopiero po jakimś czasie "sąsiad" przyznał się, że niechcący go przejechał, bo ten wbiegł mu pod koła..
Haker to mój ukochany, wyproszony labrador. Jechaliśmy po niego do warszawskiego schroniska. Mieliśmy go kilka lat i przez te kilka lat został przyjacielem nas wszystkich. Kiedy zaczęłam studia, co weekend przyjeżdżałam do domu, żeby tylko pobyć z moim czworonogiem. Jednak w październiku 2011r. coś zaczęło się z nim dziać. Pies, który potrafił zjeść pokarm razem z opakowaniem, przestał jeść. Ja wróciłam na studia, rodzice obiecali, że wezmą go do lekarza. Powiedzieli, że to zatrucie, że wszystko będzie okej. Kiedy przyjechałam na weekend, a tata odbierał mnie z dworca, wiedziałam, że coś nie gra. Podejrzewałam problemy w pracy. To, co usłyszałam z samochodzie, to, co zobaczyłam w samochodzie, mnie powaliło. Mój silny i zawsze opanowany tata, z łzami w oczach, powiedział tylko "Z Hakerem jest źle". Ryczałam, wyłam, konałam w tym samochodzie. Bałam się, że już po wszystkim, że nie żyje. Żył, czekał na nas żeby się pożegnać. Tata przywiózł mnie do domu, Haker leżał na zimnych płytkach i zamachał do mnie ogonem. Dwa dni później go uśpiliśmy. Przez 3 dni schudłam 5 kg, wypłakałam więcej niż ludzkie ciało jest w stanie wypłakać. Bo to przecież niemożliwe, przed chwilą wszystko było ok, a teraz leży w ogrodzie, zakopany gdzieś pod pieńkiem. Do teraz jak o tym pomyślę, czuję wyrzuty sumienia, że go "zostawiłam".

Jednak najgorsza była śmierć moich dziadków, właściwie dzień po dniu. Nie chcę o tym pisać, bo wiem, że bloga czyta m.in. moja babcia i nie chcę powodować u niej łez. Buziak babciu :*

Teraz mam Ola. Człowieka, o którego martwię się 24 godziny na dobę, o którym myślę bez przerwy,  którego płacz mnie boli. Zrobię dla niego wszystko i poświęcę wszystko byleby tylko był szczęśliwy. Każde rozstanie jest dla mnie stresujące, już kiedyś wspominałam, że latam od okna do okna, kiedy wychodzi na spacer. Boję się. Boję się, że pomyśli, że go zostawiłam, że będzie smutny a mnie nie będzie przy nim, żeby go pocieszyć.
A najbardziej boję się, że go stracę. Jeszcze w ciąży, odliczałam tygodnie i czekałam na ten 23 tc, w którym będzie miał już szanse na przeżycie. Przyszedł 39 tydzień i Olo się urodził. Cały i zdrowy. Nie przestałam się bać. Boję się jeszcze bardziej. Boję się, że Matka Natura coś przeoczyła i za chwilę ujawni się jakaś wada. Boję się, że ktoś go skrzywdzi. Boję się, że pewnego dnia zachoruje i mnie zostawi. Kiedy słyszę o chorych dzieciach, którym od początku życia towarzyszy cierpienie, serce mi pęka. Kiedy słyszę o rodzicach, którzy biją i głodzą swoje dzieci, mam ochotę zrobić im to samo. Kiedy słyszę o bezmyślnych, rodzicach, którzy zostawiają 2 letnie dziecko w nagrzanym samochodzie i idą zjeść obiad, chcę nimi potrząsnąć i zapytać "dlaczego jesteście tacy głupi?".

Olowi zdarza się zjeść trawę, piasek czy karmę dla psa. Jest najbrudniejszym dzieckiem na osiedlu. Do tego podchodzę na luzie. Jednak lęk o jego życie góruje nad wszystkim innym i każdego dnia, jak nigdy wcześniej, modlę się o niego.

Wiem, że to, co napisałam różni się od pozostałych tekstów. Nie wiem jak długo zostawię to na blogu, bo właściwie ten tekst nie wnosi nic wartościowego do Waszego życia. Jednak ja tego potrzebowałam, potrzebowałam pokazać Wam jaka jestem.



5 komentarzy :

  1. czytam i mam łzy w oczach. jestesmy poobne. szybko sie przywiązuje, za szybko. strata psa bolała mnie tak samo. śmierc dziadka też. i kazdego dnia boje sie o moją małą m. czytam ten tekst i mam wrazenie ze sama go pisałam. dzis przeplakałam pol dnia i cala wczorjsza noc, bo moje małe wielkie szczescie silniee gorączkowało, a ja nie umialam jej pomoc.. nie zasnełam juz do rana, bo sprawdzalam czy wszystko z nią ok. przeraza mnie to, z juz do konca zycia bede sie tak o nia martwic. ale wiem, ze nie jestem w stanie uchronic jej przed zlem calego swiata, choc gdybym mogla zrobilabym to bez sekundy wahania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko mama zrozumie czym jest prawdziwy strach o życie dziecka. A ten lęk jest niewyobrażalnie wielki i mam wrażenie, że rośnie z każdym dniem.
      Co z Milenką? Ząbki, trzydniówka czy jakaś brzydka infekcja? Mam nadzieję, że dzisiejsza noc będzie spokojna.
      Szczerze mówiąc dałaś mi do myślenia, bo nie chcę powodować smutku i łez u innych mam. Myślę, że to był pierwszy i ostatni taki wpis, skupmy się na tym, co dobre :)

      Usuń
  2. Kurczę, jakbym o sobie czytała... I też odliczałam tygodnie, a jak doszłam do tego 23, to co tydzień sprawdzałam % szans, gdyby się pospieszył. Modlę się o niego dużo częściej niż kiedykolwiek się modliłam, a i w nocy, choć mały nie budzi się już na jedzenie, to ja się budzę sprawdzić, czy wszystko ok. I o rodziców się martwię, i o babcie, i o rodzeństwo, o męża oczywiście też. Moim zdaniem ta troska o bliskich, to coś, czego nie warto się wstydzić. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie napisany artykuł. Mam nadzieję, że będzie ich więcej.

    OdpowiedzUsuń